Uda się! Trzeba tylko chcieć, odważyć się i trochę pomóc marzeniom

Miał być ślub i sielskie życie. Wiadomość o ciąży wywróciła życie 29-letniej Agnieszki Jarosz do góry nogami. Odeszła z firmy, którą współtworzyła, wróciła w rodzinne strony i sama zajęła się wychowaniem dziecka. Po otarciu łez kobieta zdała sobie sprawę, że przecież dalej może realizować swoje marzenia. Ogłosiła zbiórkę na zakup vana, którym chce się wybrać z dzieckiem w podróż w stylu slow life. 


"Synek jest ciekawy świata i nie boi się nowych miejsc. Cudownie byłoby zobaczyć, jak swoje pierwsze kroki stawia na plaży, w pięknym miejscu" 



- Skąd pomysł na podróżowanie vanem? 
- Z dzieckiem ciężko byłoby zwiedzać świat stopem, ale vanem, czemu nie? Jedziesz, gdzie chcesz i kiedy chcesz. Zatrzymujesz się w dowolnym miejscu i nie przejmujesz brakiem noclegu. Poza tym nie jesteś ograniczona limitem bagażowym i możesz przygotować się na różne możliwości. Nie gonią rezerwacje czy godziny lotów. Totalny spontan! Cudownie byłoby zobaczyć swoje dziecko, które pierwsze kroki stawia na plaży, w pięknym miejscu. Mały lubi ludzi, jest ciekawy świata i nie boi się nowych miejsc. Rozmawiałam z kilkoma osobami, które też myślały o takim trybie podróżowania, więc stwierdziłam, że warto spróbować. Poza tym, prowadziłam już vana. Bruno ma pół roku, nie trzymają nas żadne terminy związane z przedszkolem. Ja nie pracuję. Jeśli nie teraz, to kiedy? To jest najlepszy czas. Na Instagramie obserwuję ludzi, którzy jeżdżą po świecie z rodzinami. Da się? Oczywiście, że tak. Trzeba tylko chcieć, odważyć się i trochę pomóc marzeniom. 

- Jaki masz plan podróżowania?
- Chciałabym wyruszyć z początkiem przyszłego roku. Myślę na razie o Europie. Pieniądze ze zbiórki potrzebne są na zakup albo wypożyczenie samochodu, jego ubezpieczenie, paliwo, opłaty na trasie. Wiem, że wskazana kwota jest duża, ale jak już marzyć to na bogato (śmiech). Wierzę w moc marzeń i ludzi dobrej woli. Jeśli nie uda się zebrać całości, to zaplanuję wyjazd bez auta. Każda jednak złotówka przybliża nas do tej niezwykłej wyprawy. Planem B jest podróż samolotem najpierw na południe Portugalii. Potem lokalnymi środkami komunikacji pojedziemy do Porto. Jeśli fundusze pozwolą, zwiedzimy Hiszpanię i południe Francji albo moją ukochaną Grecję. 

- Pomysł na podróżowanie z dzieckiem vanem oraz zbiórką jest bardzo ciekawy. Trzymam kciuki za powodzenie. Pojawiają się jednak negatywne opinie ludzi. Jak na nie reagujesz?
- Spodziewałam się, że pomysł spotka się nie tylko z entuzjazmem, zwłaszcza że Internet daje pole do anonimowego upustu negatywnych emocji. Zupełnie się tym nie przejmuję. Wiem, że często takie opinie wyrażają ci, którzy sami boją się wychodzić poza ramy swojej wygody i najczęściej nie robią nic. Żyją w wirtualnym świecie i sączą jad, zamiast zastanowić się, co fajnego mogliby zrobić w swoim życiu. Najczęściej są nieszczęśliwi. W Polsce już tak jest, że łatwiej skrytykować niż powiedzieć dobre słowo. Odkąd mam dziecko ciągle ktoś mnie poucza i neguje moje wybory, począwszy od tego, co mam na talerzu (zabobony matki karmiącej), po moje bliższe czy dalsze wyprawy (ich zdaniem powinnam z dzieckiem siedzieć w domu). Kiedy działasz nieszablonowo, zawsze pojawi się ktoś, kto tego nie zrozumie i krytykuje. Bliscy znajomi i rodzina już się nie dziwią moim decyzjom, a co myślą inni to ich sprawa. Sama lubię wspierać kreatywność i cieszę się, kiedy ktoś wpada na super pomysł. Dobrze jest otaczać się ludźmi z dobrą energią, bo to motywuje. Oczywiście konstruktywna krytyka jest w cenie. 

- Czy trudno Cię zniechęcić do swoich pomysłów?
- Jeśli się nakręcę na jakiś pomysł, nie ma zniechęcenia, ale najpierw rozważam wszystkie opcje za i przeciw. Nie należę do wielkich optymistów. Jestem raczej racjonalistką skierowaną na optymizm. Nie martwię się na zapas. Żyje zasadą, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. 

"Teraz jest czas dla synka, bo on najbardziej potrzebuje teraz mamy. Inne sprawy mogą poczekać"



- Zawodowo wiodłaś bardzo intensywny tryb. Teraz Twoje życie jest spokojne. Nie brakuje Ci świata mody?
- Przez ostatnie siedem lat byłam pracoholikiem. Współtworzyłam od podstaw miejsce dość innowacyjne na tamten czas, połączenie butiku z ubraniami polskich projektantów ze studiem fotograficznym. Większość rzeczy robiłyśmy ze wspólniczką same. Non stop w pracy, non stop pod telefonem czy e-mailem. Później, dodatkowo, stworzyłyśmy pierwszy w Polsce mobilny sklep w formie fashion trucka, którego byłam też kierowcą. W tygodniu ogarniałam sklep, czasami sesje zdjęciowe, a w weekendy, w sezonie, jeździłam na imprezy plenerowe, tj.: targi, festiwale, zloty. Nie ukrywam, że pod koniec byłam już zmęczona nawałem pracy. Praktycznie nie miałam dni wolnych, a urlop zdarzał się bardzo sporadycznie. Moim największym marzeniem wtedy było wolne bez limitu, czas dla siebie, na swoje przyjemności i spontaniczne podróże. Zgodnie z zasadą uważaj, czego sobie życzysz…spełniło się. Inaczej niż sobie wyobrażałam, ale mam teraz swój slow life. Już zaczęłam myśleć, co mogę zrobić w tym miejscu. Na razie nie mówię, ile czasu będę tutaj mieszkać. I podoba mi się to, że nie wiem. Daje sobie czas. Może coś fajnego tu się wyklaruje, a może poniesie mnie gdzieś dalej. Miałam już propozycję pracy w Warszawie, ale stwierdziłam, że teraz jest czas dla synka, bo on najbardziej potrzebuje teraz mamy. Co się odwlecze, to nie uciecze. Kiedyś próbowałabym połączyć wiele zadań. Zmieniło się moje spojrzenie na rzeczywistość i stwierdziłam, że na wszystko jest pora. 

- A w planach był ślub. Nie udało się…
- Poznałam faceta. Zaręczyliśmy się. Trzy dni później okazało się, że jestem w ciąży. Przygotowywałam się do przeprowadzki do narzeczonego, bo mieszkał w innym mieście, a ja we Wrocławiu. Ustaliłyśmy ze wspólniczką, że na początku roku nasze drogi się rozchodzą. Pomogłam zamknąć sklep stacjonarny. Ukochany jednak stwierdził, że domowe ognisko, to nie jego klimaty. Najważniejsza jest kariera. A dziecko to przecież największa bariera. Byłam w trzecim miesiącu ciąży. Dałam sobie czas na smuty, a w ramach nabrania dystansu i naładowania baterii w grudniu poleciałam do Lizbony. Później wróciłam do rodzinnego Ostrowa Wielkopolskiego. Mam spokój, nigdzie się nie śpieszę. Oczywiście po tak intensywnej pracy nie byłabym sobą, gdybym totalnie osiadła. Pierwszy make-up wykonałam dwa tygodnie po porodzie. Kiedy mały miał miesiąc, byliśmy na pierwszym koncercie i wybraliśmy się na wycieczkę do Wrocławia. Później ruszyliśmy nad morze i na festiwal w Olsztynie. Byliśmy także w górach. Nie mamy samochodu, więc poruszamy się głównie pociągami. To ciekawe doświadczenie. 

- Czym się interesujesz?
- Wizażem, modą, naturalną pielęgnacją. Z wykształcenia jestem kosmetologiem i wizażystką. Pasjonuje mnie też podróżowanie z jedzeniem w tle. Uważam, że fajnie jest poznawać kraje przez ich kulturę jedzenia. Dużo też czytam o wpływie dobrej żywności na zdrowie. Uwielbiam eksperymenty w kuchni, chociaż teraz mam na to mniej czasu. Ciekawi mnie muzyka. Lubię odkrywać i szukać nowych brzmień. Kocham koncerty i zarażam tym małego już od czasu ciąży, choć ma to we krwi, gdyż jego tata jest muzykiem. Podobają mi się rośliny. Marzy mi się taka mała dżungla w domu. Fajne są też wycieczki rowerowe i nie mogę się doczekać, kiedy będziemy mogli z Brunem na taką pojechać. 

- Ludzie mają różne pomysły, ale uważają, że życie jest ciężkie i szybko się poddają. Co byś im poradziła?
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli będziemy myśleć, że życie jest ciężkie, to takie właśnie będzie. Kiedy zostałam sama w ciąży, ludzie dookoła użalali się nade mną mówiąc, jaka jestem biedna i przepowiadali, że mi będzie ciężko. Oczywiście sytuacja, w jakiej się znalazłam, była ciosem. Miałam czas na smutki, ale zdałam sobie sprawę, że przecież to nie koniec świata. Biedna byłabym, będąc w związku na siłę. A tak jestem niezależna, spokojna, a z tatą małego dogadaliśmy się i utrzymujemy kontakt. Mam zdrowe, kochane dziecko i tak naprawdę mam wiele powodów do radości. Można usiąść i narzekać w nieskończoność, ale to nie wnosi nic dobrego. Zamiast psioczyć na rzeczywistość, trzeba zobaczyć pozytywne strony w każdym momencie. Z czasem patowa sytuacja okazuje się najlepszą, w jakiej mogliśmy się znaleźć i doprowadza do fajnego celu. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. 


"Wierzę, że wiele dobrego jeszcze przede mną. Trzeba się tylko otworzyć na nowe możliwości" 


- Co Ciebie inspiruje?
- Otoczenie. Wiem, brzmi błaho, ale tak jest. Znam sporo osób, które są kreatywne i swoim działaniem mnie inspirują. To są znajomi podróżnicy, matki, które wspaniale wychowują dzieci i prowadzą własne biznesy. Ich postawy dają mi wielkiego kopa. Poza tym jestem wzrokowcem i uwielbiam patrzeć na kolory, różne faktury co przekładam w makijażach, które wykonuję. Lubię też otaczać się ładnymi rzeczami, a jak się czymś interesuję, to szukam inspiracji w sieci. Obserwuję fajne profile na Instagramie. Podróże też dają mi dużo swobody i przestrzeni w głowie. Trzeba się tylko otworzyć na nowe możliwości. 


- Najbliższe plany?

- Na razie trwa zbiórka. Odkładam też na podróż, co mogę. Kiedy wrócę chciałabym rozkręcić w Ostrowie Wielkopolskim działalność, związaną z makijażami i fryzurami. Wcześniej przez dziesięć lat mieszkałam we Wrocławiu więc tutaj to nowy rynek dla mnie. Cieszę się, bo to kolejne wyzwanie. 

- O czym marzysz?
- Chciałabym kiedyś zamieszkać w miejscu, gdzie żyje się w rytmie slow. Totalnie zakochałam się w podejściu do życia Hiszpanów, ta otwartość na innych, czas na wszystko i ta kuchnia. A może znajdę się na jakieś egzotycznej wyspie? Sama jeszcze nie wiem. Z drugiej strony lubię wracać do swojego domu. Może pracowałabym dziewięć miesięcy w Polsce, a trzy gdzieś indziej? Zobaczymy. Wierzę, że wiele dobrego jeszcze przede mną. Oprócz podróży chciałabym wychować fajne społecznie dziecko, dać synkowi wszystko, co najlepsze i nauczyć go ciekawości świata. Nie mówię tylko o wyjazdach, ale o muzyce, sztuce, poglądach, aby nie zamykał się w schematach. 

- Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Agnieszki

Komentarze

  1. Tak z czystej ciekawości dlaczego zbiórka i prośba o pieniądze od innych ludzi? Osobiście nie potrafię zrozumieć ludzi który chcą pieniądze od innych ludzi na przyjemności...
    Sam uwielbiam jeździć i zwiedzać ale robie to z własnych środków, na które ciężko pracuje i czułbym się głupio gdybym prosił ludzi o pieniądze ponieważ marzę o zwiedzeniu Azji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego najlepszego Aga!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty