Jak ludzie mnie krytykują, to staram się mocniej, aby udowodnić, że się mylą

Piotr Karczewski zajął indywidualnie piąte, a z reprezentacją czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata we fryzjerstwie artystycznym w Paryżu. Tym samy udowodnił, że jeśli się mocno chce, to można sięgać po najwyższe noty, niezależnie od okoliczności. Na co dzień prowadzi swój salon w Prabutach (woj. pomorskie). Jest mężem, ojcem, synem, przyjacielem i mimo zdobytych tytułów skromnym człowiekiem.


"Czwarte miejsce dało mi nadzieję na przyszłość i energię, aby powalczyć o wyższe noty"
Fot. archiwum Piotra



- Czym dla Ciebie jest zajęcie tak wysokich lokat na mistrzostwach świata?
- W konkursach fryzjerskich biorę udział już od 2012 roku. Zaczynałem w Gdańsku, Poznaniu czy Warszawie. Umożliwiło mi to późniejszy start w mistrzostwach. W Paryżu byłem drugi raz. Jedzie tam czołówka fryzjerów i dużym wyróżnieniem jest znaleźć się w tak zaszczytnym gronie. Czwarte miejsce dało mi nadzieję na przyszłość i energię, aby powalczyć o wyższe noty. 

- Pamiętasz emocje towarzyszące pierwszemu konkursowi, w jakim brałeś udział? 
- Oczywiście. Fryzjerem zostałem w 2009 roku. W 2010 roku otworzyłem swój pierwszy salon, na ul. Daszyńskiego w Prabutach. Pamiętam moment, gdy w tamtych czasach czytałem pismo branżowe. Podziwiałem w nim mistrza świata Andrzeja Matrackiego i myślałem, że fajnie byłoby mieć taki tytuł. Zgłosiłem się do konkursu w Gdańsku, aby się sprawdzić. Spotkałem tam wybitnych fryzjerów i stwierdziłem, że ich umiejętności, w porównaniu do moich, są na wysokim poziomie. Ja wielu rzeczy wtedy nie umiałem. Pojechałem z kolegą Adamem Kuncickim i zajęliśmy 4 miejsce. Postanowiłem wdrożyć się w techniki, aby podnieść swoje kwalifikacje. 

- Jak długo przygotowywaliście się do mistrzostw?
- 4 miesiące. Do mistrzostw, które odbędą w 2019 roku, przygotowania zaczynamy już od stycznia. Weźmiemy udział w większej liczbie konkurencji, a to wymaga pracy. 

- Rozumiem, że mimo wysokich not, jakie zająłeś, nie rezygnujesz?
- Nie podaruję tego. Jestem tak blisko szczytu, że ciężko odpuścić. W Gdańsku zaczynałem od 4 miejsca. Regularnie co roku przeskakiwałem o jedno oczko i teraz mam powtórkę. Trochę na innym poziomie jest to wszystko, ale idę pomału, po schodach do celu. Myślę, że coś tam namieszamy.

- A dlaczego fryzjerstwo?
- Z nożyczkami zetknąłem się pierwszy raz, mając 12 lat. Mój tato chciał, abym go ostrzygł, bo u fryzjera nie było wolnego miejsca. Broniłem się, bo nie wiedziałem jak to zrobić. Tata przekonywał, że to nic trudnego, a po skończeniu ocenił, że strzygę lepiej niż jego fryzjer. Zasugerował, abym zajął się tym fachem. Wydawało mi się to nieciekawe. Nie wiedziałem, że kiedyś były salony typowo męskie, bo może wtedy by mnie to zainteresowało. Szukałem dla siebie innej drogi. Ukończyłem szkołę zawodową jako kucharz i w tej branży pracowałem. Szkołę średnią zrobiłem w Iławie, a po maturze poszedłem do wojska, gdzie poznałem kolegę, który strzygł żołnierzy. Zaproponował, abym mu pomógł. To on pokazał mi, na czym polega fryzjerstwo męskie. Później nasze drogi się rozeszły na 8 lat. W 2009 zrobiłem kurs, który potwierdził moje kwalifikacje, a w 2010 otworzyłem swój pierwszy salon. W 2016 na Facebooku zauważyłem, że Daniel Górka, bo o nim mówię, jest reprezentantem Polski we fryzjerstwie. Odnowiliśmy kontakty. Podpowiedział mi udziały w konkursach. Później zadzwoniłem do Andrzeja Matrackiego, obecnego mojego trenera i zapytałem, czy mogę wystąpić w mistrzostwach. Ostudził moje zapały. Najpierw chciał zobaczyć, co potrafię. Wygrałem już II miejsce w Gdańsku. Polecił mi najpierw zdobyć tam I miejsce oraz na konkursie w Kreatorze. Nakręciłem się, aby osiągnąć te noty. W 2015 r w Warszawie wygrałem Hair Master Cup. W Poznaniu, w jednym dniu wygrałem dwa konkursy, co było pierwszym takim zdarzeniem w historii. To było fajne doświadczenie. Początkowo jury nie chciało jednej osobie przyznać dwóch lokat, bo przecież inni przyjechali i też chcieli coś osiągnąć. Ale się udało. Minęły dwa tygodnie i pan Andrzej sam do mnie zadzwonił z zaproszeniem do Olsztyna na rozmowę. Tak się zaczęła moja przygoda z kadrą Polski. Na mistrzostwa świata w 2017 rok zajęliśmy 9 miejsce. Pniemy się wciąż do góry. 

- Jesteś osobą, która się nie poddaje. Jak postawisz sobie cel, to do niego dążysz. Masz jakąś radę dla innych, którzy chcieliby coś osiągnąć, ale się potykają?
- Nie można się załamywać. Ludzie nie zawsze we mnie wierzyli. Pytali, po co mi męski salon. Taki to zamknę po pół roku, wróżyli. Mnie krytyka motywuje. Chcę udowodnić, że inni się mylą. Jeszcze bardziej dokręcam sobie śrubę, staram się mocniej. Jest wiele osób, które źle mi życzą, ale mogę im tylko podziękować, bo to mnie nakręca do lepszej pracy. Gdyby nie to, to pewnie spocząłbym na laurach i się nie rozwijał. Trzeba mieć określony cel i dążyć do niego bez względu na przeciwności losu. Ja też mam róże problemy i obowiązki, które muszę pogodzić. Udział w konkursach to duże koszty, a mam na utrzymaniu dzieci, dom, poza tym swoje obowiązki małżeńskie, prowadzę salon i trzeba to jakoś spinać. Nie jest łatwo, ale nie można usiąść z założonymi rękami i powiedzieć nie dam rady. Jeśli mamy cel i myślimy o nim intensywnie, to zdobycie go już jest na wyciągnięcie ręki. Kwestia, jak bardzo chcemy coś zdobyć. Ja zawsze sobie wyobrażam mój cel, np. jak trzymam puchar. Czuję wtedy, że mogę go mieć. Muszę tylko się postarać. 

- Czy osobie z małego miasta trudno jest się wybić?
- Z pewnością trudniej niż z dużego miasta. Ale nic nie jest przesądzone. Ja mieszkam w Stańkowie, na wsi i to miałoby mnie ograniczać? Myślę, że jeśli bardzo się czegoś chce, to nie ma znaczenia, gdzie mieszkamy. Dużo zależy od nas i otoczenia. Mi dużo pomogła rodzina, przyjaciele i mieszkańcy. W tym roku na wyjazd na mistrzostwa potrzebowałem 23 tys. zł. Składało się na to paliwo, treningi, hotel, opłata federacyjna za trzy konkursy w kwocie 1,5 tys. dolarów. Wspólnymi siłami zebraliśmy fundusze.



"Fryzjerstwo to moja pasja. Kocham to, co robię. Lubię rozmawiać z ludźmi. Żyję tym po prostu"


- Nie chciałeś stąd uciec i się wyprowadzić do większego miasta?
- Nie. Tu jest super. Mam dokoła zieleń, kwiaty, a dzięki temu inspirację do tworzenia prac konkursowych. Duże miasto by mnie przytłoczyło. Potrzebuję przestrzeni. 

- Czy były momenty, kiedy miałeś dosyć fryzjerstwa?
- Nie, bo to jest moja pasja. Nie traktuję tego jako obowiązku. Będąc w pracy od 8 do 18, nie odczuwam zmęczenia psychicznego. Dobrze się tutaj czuję. Fizycznie jestem przemęczony, ale stojąc cały dzień na nogach, to jest zrozumiałe. Kocham to, co robię. Lubię rozmawiać z ludźmi. Żyję tym po prostu. 

- Czy zdarzają się trudni klienci?
- Tak, ale to, jak wszędzie. Fryzjer powinien umieć rozmawiać z ludźmi i wyczuć, jaki klient siada na fotel. Trzeba ocenić czy można sobie pozwolić na luźniejszą rozmowę, czy trzeba podchodzić bardziej oficjalnie. Niektórzy wolą być obsłużeni służbowo, a inni chcą być kolegami i czerpać z tego przyjemność. Nie ma w tym nic złego. 

- A jak Ty masz gorszy dzień, a przecież każdemu się zdarza…
- Jak mam gorszy dzień, to nie przychodzę do pracy. Zamykam salon. Ja nie mam zapisów, co jest wygodne. Jeśli nie mogę w danym dniu pracować, to nie mam problemu, że kogoś muszę odwołać. Jak się źle czuję, to piszę na Facebooku informację, że dziś nieczynne. Moja nauczycielka na kursie, pani Katarzyna Kapelarz tłumaczyła, że będąc przemęczonym, źle będę pracował. Lepiej odpuścić jeden dzień, a następnego wykonać podwójną pracę, ale dobrze i z przyjemnością. Rzadko mi się zdarza zamknąć salon. 

- Jak nie ma zapisów, to pewnie zdarzają się kolejki. Ludzie czekają cierpliwie? 
- Tak. Czasami nawet po 4-5 godzin. Ostatnio pani się śmiała, że miała zrobić zakupy, a siedziała pięć godzin w kolejce i warto było. Niektórym pewnie by pasowało się umówić, ale nie będę tego wprowadzał. Przez 8 lat tak już pracuję i się sprawdza. Jest fajny klimat, bo ludzie sobie rozmawiają na różne tematy. To jest miłe i pozytywne. 

- Czy po mistrzostwach przychodzą ludzie z ciekawości?
- Przyjeżdżają nowe twarze, ale strzygę tyle ile mogę. Niektórych przekładam na kolejny dzień. Potrzebuję też czasu dla rodziny. 

- A wyrabiasz się w normach czasowych, które masz ustalone?
- Zależy. Kiedyś, przed świętami, z Kubą, który ze mną pracował, postanowiliśmy strzyc do ostatniego klienta. To miał być taki nasz prezent świąteczny. Zaczęliśmy o 8 rano. Na koniec przyszedł jeszcze wesoły pan i mimo iż mieliśmy posprzątane, to nie odmówiliśmy i o godz. 24.00 wykonaliśmy ostatnie strzyżenie. Przyjęliśmy tego dnia 120 osób. 

- Czym się interesujesz poza fryzjerstwem?
- Lubię historię, zarówno ogólną, jak i regionu. Chętnie ją zgłębiam. Tutaj są fajne tereny i jest wiele ciekawych rzeczy do odkrycia. 

- O czym marzysz? 
- O wygraniu mistrzostw świata indywidualnie, zdobyciu pucharu świata z moją drużyną, tj. Jagodą Korzeniewską i Beatą Korczyńską. Jeśli weźmiemy się mocno za pracę, to myślę, że to zrealizujemy. 

- Co w życiu jest ważne dla Ciebie?
- Moja rodzina, aby była zdrowa i szczęśliwa. Firma to takie moje trzecie dziecko, które pielęgnuję i dbam, by działała jak najlepiej. Pieniądze nie są takie ważne. Fajnie jak są, ale jak się robi to, co się kocha, to odchodzą na dalszy plan. Później dopiero jakieś przyjemności. Może kiedyś pozwolę sobie na lepszy samochód, ale nie przykładam zbytniej wagi do rzeczy materialnych. Najważniejsze jest zdrowie i by spotykać na swoje drodze ludzi pozytywnie nakręconych, chcących coś osiągnąć, bo to napędza do działania. 

- Wszystkiego dobrego. Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Popularne posty