Gdy czegoś mocno pragniesz cały wszechświat pomaga to osiągnąć
Co zrobić, gdy usłyszy się diagnozę o rzadkiej chorobie,
która obezwładnia ciało i uniemożliwia normalne funkcjonowanie? Natalia Kotkowska
z Sulęczyna postanowiła, że stanie na nogi i będzie żyła aktywnie. Wraz z
Arturem Modzelewskim z Gdańska przeszła pieszo od Bałtyku do Tatr udowadniając,
że nie ma rzeczy niemożliwych. Znalazła swoją drogę zawodową i z powodzeniem
zdobywa kolejne awanse. Motywuje innych do zdrowego stylu życia i spełniania
swoich marzeń.
„Pomyślałam, że zrobię
coś, co da innym nadzieję i zmotywuje do przezwyciężenia choroby”
- Natalio, chorujesz
na miastenię. To rzadka, autoimmunologiczna choroba…
- Długo jednak trwało nim postawiono właściwą diagnozę. Nie mogłam przełykać,
otwierać oczu, obezwładniało mi ręce, nogi. Przykuło mnie do łóżka i byłam
zależna od innych. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Lekarze też nie wiedzieli?
- Lekarze też nie wiedzieli?
- Trudno było trafić na specjalistę, który właściwie by mną pokierował. Rano
czułam się lepiej, a po kilku godzinach, już nie mogłam się ruszyć. Na izbie
przyjęć neurolodzy odsyłali mnie z kwitkiem do domu, a ja w nocy się
zastanawiałam czy dożyję następnego dnia. Przez znajomych dotarłam do pani
doktor, która w końcu określiła, co mi dolega i prowadziła mnie dwa lata.
- Diagnoza była dołująca?
- Diagnoza była dołująca?
- Gorsza jest niewiedza. Wiedząc, co mi jest, mogłam poszukać jakiegoś
rozwiązania. Mocniej przeżywałam inne sytuacje, np. sprzedaż koni…
- Byłaś instruktorem jazdy konnej. Prowadziłaś działalność. Choroba zmusiła Cię do sprzedaży koni?
- Byłaś instruktorem jazdy konnej. Prowadziłaś działalność. Choroba zmusiła Cię do sprzedaży koni?
- Konie wymagają opieki. Rodzice mi pomagali, ale ja nie wiedziałam, czy
kiedykolwiek jeszcze będę w stanie się nimi zajmować. I musiałam podjąć
decyzję. Żałuję, bo niedługo później trafiłam na wspaniałą suplementację, która
postawiła mnie na nogi w bardzo krótkim czasie. I gdybym wtedy to wiedziała, to
może by się zadziało inaczej. A może tak miało być…
- Są tacy, którzy mówią, że suplementy szkodzą…
- Są tacy, którzy mówią, że suplementy szkodzą…
- Zgadza się. Suplementy diety w aptece to są syntetyki, które szkodzą. Pracowałam
w takim miejscu. Nie udało mi się skończyć szkoły farmaceutycznej ze względu na
chorobę…
- Wszystko jeszcze przed Tobą…
- Wszystko jeszcze przed Tobą…
- Nie, absolutnie nie. Nie chcę wracać do chemii. Jestem nastawiona na
naturalne produkty. Przez dwa lata stosowałam leki zapisywane przez lekarza.
Wystąpiło mnóstwo okropnych skutków ubocznych, po których miałam liczne blizny,
kamienie na nerkach, stawy mnie bolały. Miałam nerwicę. Zażywane środki
powodowały ciąg uzależnień. Bywały momenty, kiedy nie chciało mi się żyć.
- To jak trafiłaś na te naturalne produkty?
- To jak trafiłaś na te naturalne produkty?
- Dostałam od ojca, który jest magistrem farmacji. Dał mi zestaw produktów,
m.in.: aloes, propolis, mleczko pszczele. Na początku byłam sceptyczna. Od
leków miałam rozregulowany cały organizm. Za dużo u mnie było już tych testów. W
końcu się przełamałam. Pierwsze co zauważyłam to to, że aloes tak dobrze działa
na mój żołądek. Później, gdy miałam nawrót choroby, też mi pomógł. W ciągu
dwóch miesięcy, gdzie ja praktycznie nie mogłam chodzić, stanęłam znowu na
nogi.
„Dla mnie siedzenie na
kanapie jest nie do przyjęcia. Ja zawsze żyłam aktywnie”
- Trochę brzmi niewiarygodnie,
że z takiego rozregulowania można dojść do dobrego stanu…
- Nikt mi nie chciał wierzyć, bo nie znano do tej pory przypadku w tej
chorobie, że ktoś wraca do zdrowia i normalnie żyje. Mnie się to udało. A ten
moment, kiedy mogłam włożyć buty, podciągnąć się i pojeździć konno był
niesamowity. Wtedy pomyślałam, że zrobię coś, czego mi bardzo brakowało przez
cały czas walki z chorobą, że pokaże innym takie światełko w tunelu. Ja nie
miałam tego, nie wiedziałam, że są grupy wsparcia. Na forach narzekano…
- I można się jeszcze bardziej załamać…
- I można się jeszcze bardziej załamać…
- Dokładnie. A później uznałam, że skoro mi się udało to innym też pewnie może.
Postanowiłam ruszyć na pieszą wyprawę „Od Bałtyku do Tatr”, aby innym dać nadzieję
i zmotywować do przezwyciężania choroby.
- A dlaczego taka forma? To nie było ryzykowne?
- A dlaczego taka forma? To nie było ryzykowne?
- W tym było najwięcej czynników powodujących nawrót choroby. Długotrwały
wysiłek fizyczny: zarówno przygotowania, jak i przemarsze w upale. Narażenie na
stany zapalne: spaliśmy w różnych miejscach, pod namiotem, były dni, gdzie cały
czas deszcz padał. No i stres. Według lekarzy, miasteniczki nie powinny uprawiać
sportu. Dla mnie siedzenie na kanapie jest nie do przyjęcia. Ja zawsze żyłam
aktywnie. Chciałam się na to wszystko narazić, by udowodnić, że można.
- A byłaś pewna, że Ci się uda? Wątpiłaś?
- A byłaś pewna, że Ci się uda? Wątpiłaś?
- Nie, nie wątpiłam. Wiedziałam, że jest to ryzykowne, ale mocno wierzyłam, że
tego dokonam. Przez dwa lata szukałam
osoby, która będzie chciała ze mną przejść trasę. W międzyczasie chciałam zająć
się sprzedażą tortów artystycznych własnej roboty. Praktycznie już otwierałam
firmę, ale choroba powróciła. Stwierdziłam, że to znak. Jak zajmę się
działalnością, to wyprawa zostanie już tylko marzeniem, którego nie spełnię. A
skoro był nawrót choroby, którą pokonałam, to powinnam tym bardziej wyruszyć. Czułam,
że jeśli mi się uda to dam nadzieję innym. Ja ufałam też swojej suplementacji i
wiedziałam, że mi pomoże na przemarszu. Poza tym mój wujaszek powiedział, że
jeżeli postanowię, aby to zrobić, to cały wszechświat mi pomoże w realizacji. Niedługo,
przez Facebooka, poznałam Artura. Opowiedziałam mu o swoim planie i zdecydował,
że pójdzie ze mną.
"Marzenia są po to, aby je realizować"
- Artur, jesteś
fizjoterapeutą. Byłeś gotowy tak bardzo zaryzykować i wybrać się w podróż? Bo
to jest jednak odpowiedzialność iść z osobą chorą…
- Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia
z miastenią. Musiałem sięgnąć do książek, aby dowiedzieć się więcej na temat
choroby. Gdy Natalia opowiedziała mi o swoim pomyśle, to stwierdziłem, że jestem
w stanie jej pomóc. W każdym leczeniu ważne jest odpowiednie nastawienie
psychiczne, wiara w to, że można czegoś dokonać. Dodatkowo ruch, odpoczynek
oraz zbilansowanie niedoborów min.: witamin, mikroelementów, białka zawartych w
naturalnych suplementach oraz pożywieniu. Jej organizm dobrze reagował na
ćwiczenia. Natalia przez 10 lat jeździła konno i dzięki temu miała zachowaną
dobrą pamięć mięśniową. Jej organizm mógł stłumić czynniki powodujące nawrót
choroby. A poza tym uważam, że marzenia są po to, aby je realizować.
- Jakie były najtrudniejsze momenty Waszej wyprawy?
- Jakie były najtrudniejsze momenty Waszej wyprawy?
- (Artur) Najtrudniejszy był pierwszy dzień. Profesjonalne trekkingowe buty,
które mieliśmy na wymarsz, nie sprawdziły się. Było gorąco i nabawiłem się pęcherzy na
stopach. Szliśmy z obciążeniem na plecach, ja 35 kg w plecaku, a Natalia 15 kg.
Kolejny kryzys pojawił się, gdy na mapie była zaznaczona normalna rzeka, a
okazało się, że jest tam bagnisko. Tak bardzo potrzebowaliśmy wtedy wody. Co więcej, tego samego dnia rozbiliśmy się z
namiotem w polu, gdzie okazało się, że urzędują dziki.
- (Natalia) Zdarzył nam się też taki nocleg, gdzie podchodziła zwierzyna, która
była głośna i zdawała się być duża, a my nie wiedzieliśmy, co to jest. Byłam
przerażona i spałam z nożem. Później okazało się, że rozbiliśmy się w
rezerwacie łosi. Nocne przemarsze też były trudne. Zdarzało się, że byliśmy przez
trzy dni i noce o suchym prowiancie:
chlebie, pomidorach z dodatkiem kiełbasy. Wspomagały nas wtedy suplementy. Taka
wyprawa pomaga docenić to, co mamy na co dzień w swoim życiu.
- (Artur) Nasz przemarsz trwał 22 dni do ok. 45 km dziennie w ciężkich
warunkach z dużym obciążeniem. I dzięki suplementacji nie doszło ani razu do
zakwaszenia organizmu, żadnego naciągnięcia czy naderwania mięśni. Nie
chorowaliśmy, a nie raz byliśmy przemoczeni od deszczu.
- Przyznam szczerze, że jak śledziłam Waszą wyprawę, to myślałam, że może jakieś odcinki przejechaliście. A Wy jednak całą trasę pokonaliście na pieszo…
- Przyznam szczerze, że jak śledziłam Waszą wyprawę, to myślałam, że może jakieś odcinki przejechaliście. A Wy jednak całą trasę pokonaliście na pieszo…
- (Artur) Na początku, marsz utrudniały mi pęcherze. Później już się
rozchodziliśmy. Dołączali do nas młodzi ludzie i nie dorównywali nam kroku. Wtedy
przekonałem się, że w tej suplementacji musi być coś dobrego.
- (Natalia) Na trasie zatrzymywaliśmy się u rodziny i oni byli w szoku, że po
nas tak nie widać tego zmęczenia. Mimo iż byliśmy po dużym wysiłku.
„Przemarsz zaowocował nowym
stylem życia, który stał się naszą pasją”
- Wasz przemarsz jest
dowodem na to, że nie ma rzeczy niemożliwych…
- (Artur) Natalia swoim marzeniem mi zaimponowała. Wierzę, że jeśli mamy pragnienia
i wolę walki to jesteśmy w stanie naprawdę dużo zrobić. Ten przemarsz wiele
zmienił w naszym życiu. Zaowocował nowym stylem życia, który stał się naszą
pasją. Zawodowo zajmujemy się promowaniem zdrowia i cieszymy się, że możemy
polecać sprawdzone przez nas produkty. Niedługo zaczniemy przygotowania do
kolejnych etapów naszej wyprawy: przepłynięcia Bałtyku i przejścia Tatr. W
międzyczasie powstają też nowe projekty i pomysły, a my się cieszymy, że
poznajemy wspaniałych ludzi i robimy to, co kochamy.
- Macie jakąś radę dla innych ludzi? Jak mieć motywację do działania?
- Macie jakąś radę dla innych ludzi? Jak mieć motywację do działania?
- (Natalia) Trzeba mieć marzenia. Po to też żyjemy, aby je spełniać. Mi zawsze
towarzyszyło powiedzenie Paula Coelho, że jeżeli czegoś bardzo mocno pragniesz,
to cały wszechświat potajemnie działa, aby udało się to osiągnąć. Wierzę, że
tak jest.
- (Artur) Wielu ludzi tak po prostu się poddaje. Nawet zdrowe osoby. Słaba
psychika, brak celów pogrąża. Boimy się
zrobić krok do przodu bo, możemy upaść, lecz ci, którzy odważą się go zrobić i
nawet jeśli będą upadać co kilka kroków i tak zajdą dalej niż ci, którzy stoją
w miejscu. Natalia miała marzenie, aby wyjść z tej choroby w sposób
ekstremalny. Nie pomalutku, małymi kroczkami, ale od razu rzucić się na szeroką
wodę, gdyż organizm mógł albo uaktywnić czynnik chorobotwórczy albo, co stało
się w tym przypadku, przeskoczyć go i wejść na właściwy tor. Natalia w pięknym
stylu udowodniła, że tak można.
- Są tacy ludzie, którzy twierdzą, że nic im się nie udaje, wszystko jest źle…
- Są tacy ludzie, którzy twierdzą, że nic im się nie udaje, wszystko jest źle…
- (Artur) Skoro ktoś jest w danym
miejscu swojego życia, to musiał jakoś do tego dojść. Coś mu się więc jednak
udało…
- Ale twierdzi, że ma
pecha...
- (Artur) Jakby miał pecha to, by się w ogóle nie urodził. Jesteśmy tutaj po coś.
- (Natalia) Uważajmy na to, co mówimy. Nasze słowa są modlitwą. Dlatego mówmy pozytywnie, aby przyciągać to, co dobre. Jak ktoś mówi, że ma pecha, to tylko w takich kategoriach będzie myślał i co złe widział. Ja bałabym się nawet takie słowa wymawiać, aby ich nie ściągnąć na siebie. Jeśli uwierzymy w siebie, to na pewno sobie poradzimy. Przygotowujemy projekt motywujący dla kobiet. One często pomagają innym, a zapominają o sobie. Chodzi o to, aby nabrały siły i motywacji. Chcemy, aby ludzie naprawdę uwierzyli w siebie. Bo wszystkiego można dokonać.
- A o czym marzycie?
- (Artur) Jakby miał pecha to, by się w ogóle nie urodził. Jesteśmy tutaj po coś.
- (Natalia) Uważajmy na to, co mówimy. Nasze słowa są modlitwą. Dlatego mówmy pozytywnie, aby przyciągać to, co dobre. Jak ktoś mówi, że ma pecha, to tylko w takich kategoriach będzie myślał i co złe widział. Ja bałabym się nawet takie słowa wymawiać, aby ich nie ściągnąć na siebie. Jeśli uwierzymy w siebie, to na pewno sobie poradzimy. Przygotowujemy projekt motywujący dla kobiet. One często pomagają innym, a zapominają o sobie. Chodzi o to, aby nabrały siły i motywacji. Chcemy, aby ludzie naprawdę uwierzyli w siebie. Bo wszystkiego można dokonać.
- A o czym marzycie?
- (Natalia) O domku w lesie nad jeziorem, gdzie są zwierzęta. Będą przyjeżdżać
tam ludzie i odnajdywać motywację…
- (Artur) Taką osadę chcemy stworzyć, gdzie będzie harmonia, spokój... Mamy nawet projekt, ale to jeszcze tajemnica…
- Dzięki Wam i temu magicznemu miejscu ludzie szczęśliwsi będą kroczyć w nowe, lepsze jutro… I tego Wam życzę. Dziękuję za rozmowę.
- (Artur) Taką osadę chcemy stworzyć, gdzie będzie harmonia, spokój... Mamy nawet projekt, ale to jeszcze tajemnica…
- Dzięki Wam i temu magicznemu miejscu ludzie szczęśliwsi będą kroczyć w nowe, lepsze jutro… I tego Wam życzę. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Natalii i Artura
Komentarze
Prześlij komentarz