Jadąc na motocyklu jest się w innym wymiarze

Wiosną coraz częściej można spotkać na drodze motocyklistów. Państwo Elżbieta i Jan Małeccy z Susza (woj. warm.-mazur.) uwielbiają wspólnie podróżować na swoim Chopperze. Czasami dla własnej przyjemności lub by spotkać się ze znajomymi. Chętnie też włączają się w akcje charytatywne. Nie lubią siedzieć bezczynnie. A jak twierdzą, na motocyklu świat wygląda ciekawiej.





- Jak długo mają Państwo motocykl?
- (Pan Jan) 10 lat.

- Jeden i ten sam przez tyle czasu?
- (Pan Jan) Tak. Zakochaliśmy się w nim. Nie sztuką jest często zmieniać maszynę. Fajnie jest mieć z jedną wspomnienia z wielu lat. Znajomi jeszcze dłużej mają swoje motocykle. Poza tym, po każdej przejażdżce należy go wypucować, a to zajmuje z 2-3 godziny. Trzeba poświęcić czas, aby dobrze wyglądał i sprawnie działał. Tym bardziej szkoda go tak szybko wymieniać.

- Ale to chyba nie jest pana pierwszy…
- To prawda. Pierwszy był Komarek, a następnie WSK i MZ. Później byłem w wojsku i długo nic nie miałem, aż przyszedł czas, by kupić Choppera. A jak człowiek siada na taką maszynę, to staje się inny…

- Jaki?
- (Pan Jan) Motocykl to jest zupełnie inny wymiar jazdy. Nie zrozumie tego ten, kto nie spróbuje. To jest specyficzne uczucie, często nie do opisania. Tak jak żeglarze czują wiatr w żaglach, tak motocykliści wiatr w kaskach (śmiech).
- (Pani Ela) To jest hobby, które jednoczy. Mamy znajomych, z którymi wybieramy się na wspólne przejażdżki. Spotykając na drodze obcych motocyklistów, pozdrawiamy się. Bariery znikają, a komunikacja jest łatwiejsza. Szybko wytwarza się między nami nić porozumienia. Ci, którzy nie rozumieją tej pasji, mówią, że motocykliści to dawcy organów. A tak nie jest. Dla każdego ważne jest bezpieczeństwo, tylko nie wszyscy uczestnicy ruchu zważają na innych.

- Motocykliści jeżdżą bezpiecznie?
- (Pan Jan) Przyjemność jazdy Chopperem jest do 120 km/h, a przyjemność jazdy ścigaczem zaczyna się od 120 km/h. To są innej klasy motocykle. W każdym przypadku potrzebny jest rozsądek. Trzeba być odpowiedzialnym.

- Pamiętają Państwo swoją pierwszą, wspólną wyprawę?
- (Pani Ela) Na początku było trudno. Musieliśmy się siebie nauczyć. Jak mąż pochylał się na lewo to ja w prawo i to utrudniało jazdę. Zrozumiałam jednak, że muszę zgrać się z mężem. Współdziałać. Naprawdę trzeba umieć odpowiednio siedzieć na takim motocyklu.

- Gdzie Państwo razem pojechali?
- (Pan Jan) Tych wypraw było bardzo dużo. Odwiedziliśmy, np.: Giżycko, Hel, Łebę, Pelplin, Bydgoszcz, Ciechocinek, Malbork, Elbląg, Krynicę Morską, Kąty Rybackie. W niektórych miejscach byliśmy kilkakrotnie. Były jednodniowe przejażdżki, a także z noclegiem w hotelu lub pod namiotem. Zwiedziliśmy ciekawe miejsca. Każdy wyjazd jest fajny, a zarazem inny.
- (Pani Ela) Jesteśmy czynnymi motocyklistami. W sezonie, jak jest ładna pogoda, to praktycznie co weekend wyjeżdżamy. Dlatego trudno jest spamiętać wszystkie miejsca. Lubimy też po prostu wsiąść i jechać przed siebie.

- W okolicy jest jakaś grupa osób o podobnym zamiłowaniu?
- (Pani Ela) W Suszu mamy swoją ekipę, ale jeździmy także z motocyklistami z innych miast. Jak mieliśmy mniej czasu na wyjazdy, to znajomi nas odwiedzali. Przyjeżdżali na kawę. I to jest fajne. Tak naprawdę, jak człowiek czymś się pasjonuje, to szybko znajduje współtowarzyszy.
- (Pan Jak) Jak ma się fajnych ludzi dookoła to łatwiej przez życie iść.

- A jak się Państwo zgadują na wyprawę?
- (Pani Ela) Najczęściej telefonicznie, ale również na Facebooku.
- (Pan Jan) Czasami, po prostu, pada hasło o przejażdżce. Bywa też, że ktoś słyszał o jakimś festynie, więc ruszamy. Po drodze zwiedzamy, zatrzymujemy się gdzieś w fajnym miejscu. Lubimy jechać do Siemian na rybkę. Jak są jakieś fajne imprezy, to zostajemy na noc. Nie jeździmy po alkoholu. Albo zabawa, albo jazda. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

- Mają Państwo jakieś rady dla osób, które chciałyby jeździć motocyklami, ale się boją?
- (Pan Jan) Strach trzeba samemu przełamać, a można to zrobić, próbując nowych rzeczy. Nikt nikogo do niczego nie powinien przymuszać, bo się ktoś zrazi. 
- (Pani Ela) Jeśli ktoś spróbuje i mu to nie pasuje, to może poszukać dla siebie czegoś innego. Nic nie należy robić na siłę i się męczyć. To trzeba kochać.
- (Pan Jan) Dokładnie. Motocykl to też obowiązek. To nie jest tak, że się nim przejadę, a później odstawiam niech stoi. Nie. Trzeba o niego dbać. Jak przychodzi wiosna, to często ze dwa dni przy nim siedzę, aby odpowiednio przygotować do sezonu. Tak naprawdę każda pasja wymaga jakiegoś zaangażowania.

- To może szkoda tracić czas? Może lepiej zająć się czymś mniej czasochłonnym…
- (Pani Ela) Ale to jest właśnie przyjemność. Nie tylko jazda, ale i zajmowanie się tym motocyklem. Śmieję się, że mąż lepiej pieści motocykl niż mnie, ale ja wiem, że robi to z pasji.
- (Pan Jan) To robi się dla satysfakcji. To tak samo, jak z jazdą konną. Nim wsiądzie się na konia, najpierw trzeba go przygotować, nawiązać jakąś nic porozumienia, ubrać i dopiero wtedy jechać.





- Jednak jazda na motocyklu to dosyć niebezpieczny sport…
- (Pan Jan) A który sport jest bezpieczny?

- To może nie warto nic robić, skoro to stwarza zagrożenie? 
- (Pan Jan) A skąd pewność, że idąc drogą, pani się nie poślizgnie i nie złamie nogi? 

- Też racja… 
- (Pan Jan) Nie można patrzeć w ten sposób, bo nic w życiu byśmy nie robili, tylko się bali. Trzeba żyć, doznawać co jest piękne, co nas raduje i cieszy. Wtedy życie nabiera kolorów. W każdej chwili może coś się wydarzyć, ale to nie powód, by nie doświadczać coś wspaniałego. Lubię także jeździć na nartach. Popełniłem kiedyś błąd i wylądowałem na pogotowiu. Wiem, co poszło nie tak i teraz jeżdżę ostrożniej, czerpiąc z tego wielką radość.

- Czyli tak łatwo się Pan nie zraża?
- Przewróciłem się, no trudno. Każdemu się zdarza. Poturbowałem się, cóż odchorowałem to. Życie. Nie obyło się bez pogotowia i zastrzyków, ale dalej jeżdżę, gdy tylko mogę. To jest fajna sprawa i nie odmawiam tego sobie. Mam nauczkę i teraz staram się być ostrożniejszy. Do wszystkiego potrzebne jest pozytywne nastawienie i chęci. Jak ktoś jest na nie, to nic nie zrobi. Trzeba próbować. A jak coś się nie udało, to widocznie miało tak być. Trzeba iść dalej. Jak deszcz pada, to nie narzekam, tylko ubieram parasol, kalosze i idę. A jak słońce świeci, to ściągam okrycie i też idę dalej.

- Motocykl, konie, narty, nurkowanie… Mają Państwo wiele zainteresowań…
- (Pani Ela) My nie chcemy siedzieć w domu i się nudzić. Nasze dzieci są już dorosłe, mają swoje życie, więc my staramy się wykorzystywać wolny czas najlepiej, jak potrafimy. A co mamy zrobić, usiąść i czekać na koniec? Nie. Chcemy doświadczać, poznawać, cieszyć się życiem. Teraz postanowiłam uczyć się języków. Jak się coś dzieje, to jest ciekawiej. 
- (Pan Jan) Uważam, że z życia trzeba korzystać najlepiej, jak się da. Jakiś czas można sobie poleżeć na kanapie, przerzucać pilotem kanały, ale na dłuższą metę to jest nudne. Większa radość jest, gdy się w coś zaangażujemy.

- Państwo włączają się także w różne akcje społeczne…
- (Pani Ela) Angażujemy się w rozmaite akcje, np. triathlon, bezpieczne wakacje. Asystujemy wtedy na motocyklach. Jesteśmy zapraszani na pikniki wiejskie, gdzie bawimy się wspólnie z mieszkańcami przy ognisku. Jeździmy do zaprzyjaźnionego domu dziecka. Cieszymy się, że możemy zrobić coś dobrego dla innych.

- Jakie mają Państwo najbliższe plany?
- (Pan Jan) Planujemy z ekipą wyjazd motocyklem w góry. Jeżeli dopisze pogoda, to może niedługo nam się to uda.

- O czym Państwo marzą?
- (Pani Ela) O zdrowiu i kolejnych, ciekawych podróżach.
- (Pan Jan) O Goldwingu. Już go prawie kupiłem, ale okazało się, że nie zmieści się w garażu. Dlatego jeszcze jest w sferze marzeń. 

- Dziękuję za rozmowę. 
Zdjęcia: Archiwum państwa Małeckich

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Realizując podróżnicze marzenia, znaleźli miłość swojego życia

Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj

Warto utulić to małe dziecko, które jest w nas