Góry są doskonałym miejscem do pokonywania swoich słabości i lęków

Wsiadając do autobusu, zastanawialiście się, kto nim kieruje? Może to nie być zwykły kierowca, a pasjonat wycieczek górskich i miłośnik gry w tenisa stołowego. Marcin Zieliński z miejscowości Gutowo (powiat iławski) każdego dnia czuwa nad bezpieczeństwem swoich pasażerów, rozwożąc ich do domów, szkół czy pracy. Jak chce odpocząć, to pakuje plecak, wsiada w pociąg i jedzie w góry. A w wolnych chwilach rywalizuje z innymi zawodnikami przy stole do tenisa.


"Jeżdżąc w gołoledź czy zawieruchę mam czasami ochotę spakować plecak i stąd uciec. Wiem jednak, że zima nie będzie trwała wiecznie, w końcu się skończy i słońce zaświeci"


- Już 6 lat pracujesz jako kierowca autobusu. Dlaczego wybrałeś taki zawód?
- Wcześniej pracowałem jako przedstawiciel handlowy i dużo jeździłem samochodem osobowym. Przez 9 miesięcy pokonałem w sumie 72 tys. km. Później brakowało mi tych podróży, więc zrobiłem prawo jazdy na ciężarówkę. W tamtym czasie było dużo kierowców na rynku, a o pracę trudniej, zwłaszcza dla osób bez doświadczenia. Dlatego postanowiłem zdobyć uprawnienia na autobus, bo praktyka nie była aż tak bardzo wymagana. Zdałem egzaminy i zacząłem jeździć w PKS Iława.

- Lubisz swoją pracę?
- Bardzo. Zimą bywa trudno, bo jest ślisko, a odpowiada się nie tylko za siebie, ale i za pasażerów. To jest jednak fajne zajęcie i chętnie idę do pracy każdego dnia. Spotykam ciekawych ludzi. Jedni są spokojni inni rozbrykani. Wożę uczniów więc czasami bywa zabawnie.

- Jakie wyjazdy wspominasz najmilej?
- Lubię letnie, dalekie trasy. Wiozłem sportowców na mecz, maturzystów na czuwanie do Częstochowy. W minione wakacje pracowałem jako obsługa pielgrzymki pieszej do Częstochowy. Wiozłem bagaże. Zżyłem się z uczestnikami. Super atmosfera. Żal było wracać.

- Pracowałeś też za granicą. Nie masz czasami ochoty uciec stąd?
- Mam, zwłaszcza jak jeżdżę w gołoledź i zawieruchę. Męczę się, by bezpiecznie dojechać  i dowieźć dzieci do domu. Wiem jednak, że ta zima nie będzie trwała wiecznie, w końcu się skończy i słońce zaświeci.

- Chciałbyś pracować za granicą?
- Byłem trzy razy w Holandii na pracach sezonowych. Było ciężko, ale dało się przeżyć. Uczy to samodzielności, radzenia sobie w obcej cywilizacji. Miło wspominam ten czas. Nabyłem nowych doświadczeń. Ludzie na ulicach potrafią się uśmiechać, mimo iż się nie znają. W Polsce to niespotykane.



"Spędziłem 20 godzin w podróży, a w Zakopanem byłem tylko 8 godzin. To mi jednak wystarczyło, aby zauroczyć się górami"

- Pasjonujesz się górami. Pamiętasz swoją pierwszą wyprawę?
- Gdyby nie praca w PKS, to pewnie dotąd nie byłbym w górach. Mam legitymację, która uprawnia do darmowych przejazdów autobusami. Zgadałem się z kierowcami, którzy jeździli do Zakopanego. Nigdy tam nie byłem i postanowiłem wykorzystać okazję. To było 6 lat temu. Spędziłem 20 godzin w podróży, a na miejscu tylko 8 godzin. To mi jednak wystarczyło, aby chociaż zobaczyć i poczuć trochę jak jest w górach. Nie wiedziałem, gdzie iść. Od dworca droga prowadziła albo do góry, albo w dół. Wybrałem pierwszą opcję. Telefon zapisywał mi ślady i okazało się później, że doszedłem do Kuźnic. Była delikatna mżawka, ale bezwietrznie. Pamiętam nisko osadzoną mgłę, która się wbijała w lasy świerkowe. To było niesamowite. Chmury były nisko i nie widziałem Giewontu, jedynie górę po mojej lewej stronie. Teraz już wiem, że to był Nosal. Niewiele może zwiedziłem, ale widoki były piękne. Za rok postanowiłem pojechać znowu. Tym razem już pociągiem. Zobaczyłem trochę więcej. Po powrocie zacząłem czytać, dokąd warto się wybrać. Trafiłem na fajny blog, gdzie był opisany szlak na Słowacji: Doliną Białej Wody, który rusza z Łysej Polany. Zdjęcia tam umieszczone bardzo mi się spodobały i chciałem zobaczyć to na własne oczy. Wybrałem się autem z kolegą i jego dziewczyną. Wtedy zakochałem się w górach. W nich jest magia. Coś pięknego. Wybrałem się też na Czerwone wierchy. Teraz to jest dla mnie prosty szlak, ale wtedy nie był.  Miałem lęk wysokości. Nadal mam, ale już nie tak duży, jak kiedyś. Będąc powyżej 2 tys. m nad poziomem morza, bałem się iść. Było urwisko. Gdyby nie sympatyczna para z Zielonej Góry to bym zawrócił. Oni mi towarzyszyli, czułem się pewniej i udało mi się przejść. Byłem taki dumny, że 4 dwutysięczniki zdobyłem. Niesamowite. Góry mnie tak zafascynowały, że chciałem do nich wracać jak najczęściej, nie tylko raz w roku.

- Ile razy w roku jeździsz w góry?
- W minionym roku byłem 7 razy. Trzeci rok z rzędu jestem 6 - 7 raz. Dotychczas ograniczałem się tylko do wyjazdów letnich. Teraz postanowiłem zainwestować w ubranie i sprzęt. Kupiłem: dobre buty, raki, czekan, rękawice, czapkę i kurtkę. Mogę podziwiać góry także zimą.

- Kiedy planujesz następny wyjazd?
- Niebawem. Chcę iść na Wołowiec. To szczyt na Słowacji liczący 2064 m n.p.m. Jeśli się nie uda to dojdę do Grzesia, albo na Rakoń. Nic na siłę. Do gór trzeba mieć respekt. Jeśli jest zła pogoda, to należy odpuścić. Góra nie ucieknie. Można wrócić do niej innym razem. Lepiej wykonać kilka podejść niż nie wrócić z gór wcale.

- A jaką masz radę dla ludzi, którzy chcą chodzić po górach, ale uważają, że to drogo, daleko…
- Jeśli ktoś chce jechać, to pojedzie. Jeśli nie to znajdzie wymówki. Jeździć w góry można w zwykłych adidasach i wygodnych spodniach. Nie trzeba zaraz wydawać majątku. Do ubioru, warunków pogodowych i własnych możliwości dostosowujemy szlak. Warto wejść na przełęcz i zobaczyć czy nam się spodoba. Wyprawa może być ekonomiczna. Jeździ bezpośredni pociąg na trasie: Gdynia – Zakopane. Weekendowy bilet, który obowiązuje od piątku od godz. 19 do poniedziałku do 6 rano, w obie strony kosztuje 81 zł. Nocleg to koszt ok. 40 zł. Do tego trzeba doliczyć: obiad, wodę, batoniki, czekoladę, bułki. Można to jednak zamknąć w 200 zł. Często tak jeździłem. Oczywiście taka wyprawa jest męcząca, bo spędza się dwie noce w pociągu, a aby coś zwiedzić, należy ruszyć w góry zaraz po przyjechaniu na miejsce. Ale warto się przemęczyć, bo jest tam pięknie.



"Bardzo lubię polską przyrodę. Góry mają jednak swój niepowtarzalny urok i chętnie tam wracam"


- Niektórzy chcieliby podróżować, ale nie mają z kim, a samemu uważają, że głupio…
- W dzisiejszych czasach media społecznościowe odgrywają dużą rolę. Są specjalne grupy na Facebooku, np. single na szlaku. Można napisać tam post, że się wybieramy na daną trasę i zapytać, czy ktoś nie chciałby towarzyszyć. Zawsze jest odzew. Można towarzystwo znaleźć.

- Pasjonują Cię tylko góry czy inne rejony też?
- Bardzo lubię polską przyrodę, parki narodowe, morze, jeziora. Góry jednak mają jakąś przewagę. Przeczytałem dużo książek na ten temat. Wiem, że góry potrafią zaskakiwać, wpakować w tarapaty, jeśli nie podejdzie się do nich z szacunkiem, dlatego czuję do nich respekt. Staram się być rozsądnym, wychodzić na szlaki, które są w granicach moich możliwości. Stopniowo do wszystkiego można dojść. Kiedyś wielkim wyczynem było dla mnie wejście na Czerwone wierchy. Niedawno zabrałem tam koleżankę. Mogłem ją dopingować i odstresować, gdzie taka postawa wydawałaby mi się wcześniej nie do pomyślenia. Byłem na Rysach, co dawniej uważałem, za nierealne do zdobycia przeze mnie. Teraz wiem, że nie taki diabeł straszny… trzeba tylko rozsądnie stawiać każdy krok.  A góry są doskonałym miejscem do pokonywania swoich słabości i lęków.

- Grasz także w tenisa stołowego. Skąd ta pasja?
- Tenis towarzyszy mi już od dziecka. Kiedyś nie było Internetu, komputerów. Czas spędzało się na dworze. We wsi, w szkole stał stół do tenisa. Wieczorami chodziliśmy z kolegami grać. Zamiłowanie do tej dyscypliny pozostało. Jak byłem starszy, jeździłem do sąsiednich miejscowości. Umiejętności rosły, graliśmy coraz lepiej. Zaczęliśmy odnosić lokalne sukcesy, co nas motywowało. Założyliśmy drużynę, którą doszliśmy do trzeciej ligi i zaczęliśmy jeździć na turnieje organizowane w województwie. Dziś z kolegami gramy po 2-3 razy w tygodniu. Mamy większe doświadczenie. Okazało się, że piłeczka i rakietka to nie wszystko. Na dobrą grę składa się wiele innych czynników i parametrów. Swoją wiedzą chętnie dzielimy się z młodszymi kolegami. Myślę, że tenis zostanie ze mną do końca, bo go lubię i sprawia mi satysfakcję.



"Samo myślenie to za mało. Trzeba działać. Ja chcę zdobyć Koronę Gór Polskich i Via ferraty w Alpach austriackich. Już rozpracowuję plan jak tego dokonam"


- O czym marzysz?
- Chcę zdobyć Koronę Gór Polskich. Rozpracowuję sobie plan. Myślę, że w dwa lata dam radę zrealizować ten cel. Wybieram się także na Via ferraty w Alpach austriackich. To szlaki o charakterze wspinaczkowym o różnych stopniach trudności, od A (łatwe) do E (ekstremalne). Chcę rozpocząć od najłatwiejszych. Kupiłem sprzęt, więc nie będzie przecież leżał w szafie.

- A inni marzą i się zastanawiają, dlaczego im się marzenia nie spełniają…
- W zeszłym roku też marzyłem o Via ferratach, ale nic w tym kierunku nie zrobiłem. Samo myślenie to za mało. Trzeba działać. W tym roku kupiłem odpowiedni sprzęt do tego typu działań oraz ubezpieczenie. Kosztuje ono 260 zł, więc tym bardziej chcę skorzystać, by nie był to wydatek na marne. Pozostaje mi teraz wsiąść w auto i pojechać. Czekam na lato, bo warunki są lepsze, zwłaszcza na pierwszą wyprawę.

- Swoją pasją postanowiłeś zarażać innych. Organizujesz wycieczki…
- Znajomi prosili o polecenia ciekawych miejsc w Tatrach. To było budujące, że mogę się podzielić wiedzą i pomóc innym. Pojawiły się prośby, abym zabrał kogoś, jak będę jechał. Byłem na kilku wyjazdach ze znajomymi. Myślę, że byli zadowoleni. Taka rola mi się spodobała. Cieszyłem się, że inni mogli na mnie polegać. Lubię czuć odpowiedzialność. W ubiegłym roku przyszedł mi do głowy pomysł, by zabrać większą grupę w góry. Nasz urząd gminy organizuje co roku wycieczkę do Zakopanego, ale brakuje miejsc. Kolega się nie dostał na listę. Spojrzałem na ich plan wycieczki i stwierdziłem, że miejsca, do których się wybierali, dobrze znam i nie jest to nic, z czym bym sobie nie poradził. Uatrakcyjniłem swój program, dodając wyjazd na Słowację i kilka przepięknych miejsc. Pozostawała kwestia czy będą chętni, którzy pojadą z kimś, kogo nie znają. Na początku było trudno, ale w końcu udało się zebrać 38 osób. Odbyły się dwie wycieczki. Nie zraziłem się i fajnie to wypadło. W tym roku też postanowiłem zorganizować taki wyjazd, ale dużym autokarem. Ogłoszenie dałem na początku roku. W ciągu 2 tygodni miejsca się wyczerpały. Mam też 11 osób zdeklarowanych na kolejny termin.

- Czego Ci życzyć?
- Dobrej pogody i zdrowia.

- Wszystkiego dobrego. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Marcin Zieliński

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Realizując podróżnicze marzenia, znaleźli miłość swojego życia

Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj

Warto utulić to małe dziecko, które jest w nas