Prawdziwa miłość przezwycięża wszelkie trudności
Był rozwód, choroba, a w efekcie utrata wiary we wszystko. Aż pewnego dnia, niby przez przypadek, spotkały się dwie osoby, które wspólnie postanowiły zrealizować swoje marzenie – stworzyć dom pełen miłości. Zapraszam do świata Eweliny Szołczyńskiej z Brzeźnicy (woj. zachodniopomorskie). Pachnie w nim ciastem, kawą, panuje radość, słychać beztroski śmiech, dźwięki gitary przy ognisku... Niby zwyczajnie, a tak niezwykle.
"Życzę każdemu, aby odnalazł swoją drugą połówkę i zaznał prawdziwej i odwzajemnionej miłości. To nadaje sens, a wszelkie problemy dnia codziennego łatwiej rozwiązywać"
- Przeprowadziłaś się
z rodziną z mieszkania w mieście do domku w lesie. Okolica jest piękna, panuje cisza,
spokój, ale czy nie brakuje Ci miejskiego gwaru?
- Nie. Gdy pierwszy raz tutaj przyjechałam, była północ. Jak zobaczyłam gwieździste
niebo, ten dom i poczułam zapach lasu, to się zakochałam. Pomyślałam wtedy, że
chcę tutaj zamieszkać. I tak się stało. Jest mi dobrze.
- Ile czasu upłynęło
od tego momentu do wprowadzenia się?
- Pół roku. Musiałam uporządkować sprawy, które mnie wcześniej trzymały w
mieście. A później spakowałam się w ciągu jednego weekendu i się
przeprowadziliśmy.
- Nie żałowałaś?
- Nie. Ani przez moment. Mam wszystko co mi potrzeba: rodzinę, las, jezioro. Nie
wróciłabym już do Grudziądza, w którym wcześniej mieszkałam. Tutaj jest moje
miejsce.
- Wcześniej
pracowałaś na odpowiedzialnym stanowisku, rozwijałaś się zawodowo. Teraz jesteś
matką, żoną, gospodynią domową. Nie brakuje Ci pracy?
- Brakuje.
- Nie chcesz się stąd wyrwać? - Nie. Popatrz na moją półroczną córcię. Jest taka urocza. Nie mam serca jej zostawiać. Jeszcze zdążę się napracować, a te chwile, które teraz przeżywamy, nie są do nadrobienia.
- Czy będąc wcześniej
aktywną zawodowo, można tak po prostu cieszyć się życiem rodzinnym?
- W poprzednim małżeństwie, moje życie prywatne było inne i bardzo chciałam
pracować. Teraz mam w swoim domu spokój, dużo miłości i jest mi tak dobrze, że
nie muszę uciekać w pracę. Cieszy mnie każdy dzień tutaj i jestem szczęśliwa.
Na wszystko jest czas i pora. Moja na powrót do pracy jeszcze nie przyszła.
- Co znaczy dla
Ciebie szczęście?
- Radosny śmiech moich dzieci, kawa z mężem o poranku, gdy jeszcze wszyscy
śpią, a przyroda budzi się. Nasza wspólna codzienność. Cudowna, odwzajemniona
miłość, spokój, harmonia. Nasz dom rodzinny, który razem tworzymy. Po prostu my
razem.
- Już byłaś wcześniej
żoną. Nie wyszło. Czy po takich przejściach nie traci się wiarę w miłość?
- Oczywiście, że tak. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze pokocham i będę
kochana. A mając dwójkę dzieci z poprzedniego związku trudniej uwierzyć, że
ktoś zaakceptuje i pokocha naszą trójkę. Mój obecny mąż był wcześniej żonaty,
ale nie miał dzieci. Jak się poznaliśmy, to zastanawiałam się jak to będzie. Okazuje
się, że prawdziwa miłość przezwycięża wszystko.
- A jak się
poznaliście?
- Poszłam na urodziny koleżanki. W pewnym momencie wszedł przystojny mężczyzna
z bukietem kwiatów. Powiedziałam do solenizantki, „ojej, ale fajny kurier”. Okazało
się, że to nie jest doręczyciel, ale gość zaproszony na imprezę. On ma takie
fajne, przyjazne spojrzenie. Jak go ujrzałam, to zrobiło mi się ciepło na
sercu, nogi miałam jak z waty. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek mi się coś
podobnego zdarzyło. I tak się zaczęło. Okazał się najcudowniejszym facetem pod
słońcem. Poza moim tatą oczywiście (śmiech).
- Jaka jest recepta
na szczęście?
- Oboje żyjemy dla siebie. Nie ma tak, że tylko jeden czerpie korzyści. Codzienne
pielęgnujemy uczucie, którym się darzymy. Wiemy, co lubimy i z chęcią sprawiamy
sobie drobne przyjemności. Jak mój mąż wraca z pracy, to staram się, aby
czekało na niego ciasto. W zamian często dostaję kwiaty bez okazji. Lubię nasze
wspólne spacery, rozmowy, śpiewanie przy ognisku. Nie muszę prosić, aby było
miło. Wzajemnie o siebie dbamy. To efekt codziennych rozmów i chęci wzajemnego poznania
się. To jest po prostu prawdziwa miłość.
- Kłócicie się?
- Nie. O wszystkim po prostu rozmawiamy.
- To gdzie znaleźć takich ludzi?- Na tym świecie są chyba nieliczni.
- Tak, Twój tata i mąż (śmiech)? Czyli marne szanse dla innych kobiet?
- Mój mąż jest wspaniale wychowany przez swoją mamę. I na pewno jest mało takich mężczyzn, którzy wiedzą, co chcą, dbają o dom i drugą osobę. On jest nauczony ogromnego szacunku do kobiety. Nie jest tak, że żona ma mu przynieść, podać, pozamiatać. Razem dbamy o nasze gniazdko.
- Masz trójkę dzieci, mieszkacie w domu, w którym zawsze jest coś do roboty, wyglądasz pięknie, wszyscy są tutaj zadowoleni, jesteście gościnni…
- Gości mamy non stop…
- Skąd Ty znajdujesz na to czas, energię i chęci?
- Z miłości. Ja jestem tylko człowiekiem. Wiele razy czuję się zmęczona, jestem niewyspana, bo maleństwo nie śpi całą noc. Mam jednak świadomość, że jak wstanę, powita mnie cudowny uśmiech męża, razem wypijemy kawę. To nasz taki poranny rytuał. Siadamy przed domem, we dwoje. Dookoła las, cisza, spokój i MY. To wszystko dodaje mi sił i wiem, że mimo różnych trudności, z którymi się mierzymy każdego dnia, damy radę. To nie jest tak, że wszystko jest kolorowe i różowe. Codziennie zmagamy się z różnymi problemami tak, jak inni ludzie. Mamy jednak szczęście, że mamy siebie i cieszymy się naszymi wspólnymi chwilami.
"To nie jest tak, że wszystko jest różowe. Codziennie zmagamy się z różnymi problemami. Mam jednak w domu miłość, a tam gdzie mieszkam ciszę i spokój. To wszystko dodaje mi sił"
- Dziś ludzie bardzo
łatwo się załamują i trudno im docenić co mają dobrego…
- Ja już w swoim życiu przeszłam wiele przykrych i trudnych chwil, takie jak
rozwód, chorobę. Dużo się nacierpiałam, ale spotykając Roberta na swojej drodze,
na nowo dostrzegłam, że świat jest piękny. Życzę każdemu, aby odnalazł swoją
drugą połówkę i zaznał prawdziwej i odwzajemnionej miłości. To nadaje sens, a
wszelkie problemy dnia codziennego łatwiej rozwiązywać. Jeśli teraz nie ma obok
kogoś odpowiedniego, to nie traćcie nadziei. Nie ma co tkwić w złej relacji, bo
to tylko unieszczęśliwia. A nie znamy dnia ani godzinny, gdy szczęście do nas
zapuka. Nie można się poddawać. Wszystko, co najlepsze jest zawsze przed nami.
- A co Ciebie
inspiruje?
- Kochamy podróżować. Wiele osób mówiło, że mając małe dziecko, to wyjazdy nam
się skończą. Ale rodzina nam w niczym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, mamy
ciekawsze pomysły na wspólne wyprawy i chcemy dzieciom świat pokazać. Zosia miała
tydzień, jak pierwszy raz pojechaliśmy z nią na wigilię do Szczecinka. Mając
cztery miesiące, leciała z nami samolotem do Irlandii. W sierpniu wybieramy się
w góry. Nie zamierzamy jej nigdzie podrzucić. Jedzie z nami.
- Najbliższe plany?
- Braciszek dla małej Zośki. Julitka i Igorek są już starsi. Szybko zleci, jak
wyfruną nam w gniazda i fajnie byłoby jakby nasze maleństwo miało jeszcze rodzeństwo.
- O czym marzysz?
- O zdrowiu. Mój mąż ma problemy zdrowotne. Czekają nas badania i stres
związany z oczekiwaniem na wyniki. Chcę, aby były dobre. I marzę, by przez całe
życie kochał mnie tak jak teraz. Zdrowie naszej rodziny i nasza miłość jest
najważniejsza. Mamy też inne plany. Chcemy wybudować domek dla letników, bo
tutaj są piękne tereny i ludzie chętnie tutaj wypoczywają. Ale wszystko po
kolei.
- Życzę zdrówka i wszystkiego dobrego. Dziękuję za rozmowę.
- Życzę zdrówka i wszystkiego dobrego. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Eweliny
Jeśli ktokolwiek może wesprzeć Ewelinę, prosimy o pomoc. Czasu jest niewiele... https://tiny.pl/tcr53
OdpowiedzUsuń