Jedzenie daje radość. Zadbajmy tylko, aby była to zdrowa przyjemność

Natalia Mogiłko z Grudziądza czuje się w kuchni jak ryba w wodzie. Wyczarowuje łatwe i pyszne potrawy zachęcając innych do zdrowego odżywiania. Z cierpliwością tłumaczy także zawiłości żywieniowe. A o zawodowym wyborze pracy dietetyka zdecydował los.


 
"Nie ma się co załamywać, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Trzeba szukać swojej drogi, która sprawi nam radość"



- Jak to się stało, że zainteresowałaś się dietetyką?
- Szczerze mówiąc, to nigdy ten temat mnie nie interesował. Chciałam zostać fizjoterapeutą i po maturze próbowałam dostać się na taki kierunek. To była wtedy modna specjalizacja i niestety na jedno miejsce starało się kilkadziesiąt osób. Ja się nie dostałam… 

- Z perspektywy czasu, można powiedzieć, że nie tam było Twoje miejsce…
- Dokładnie. Odpadłam na egzaminach sprawnościowych. Nie lubię pływać i poległam na skoku do wody. Nie przeszłam dalej i strasznie z tego powodu ubolewałam. Zaczęłam szukać innego kierunku, aby nie tracić roku. W Grudziądzu było dzienne studium, o profilach tj.: ratownictwo medyczne, masażysta, dietetyk i terapia zajęciowa. Jedyne co wydało mi się interesujące, to masażysta. Złożyłam dokumenty i okazało się, że jednak ten kierunek się nie otworzył, bo było za mało chętnych…

- Widocznie i nie tym torem miałaś podążać…
- Chyba tak. Dyrekcja zaproponowała mi wybranie któregoś z pozostałych kierunków. Miałam tylko pięć minut na podjęcie decyzji. Terapia odpadała, bo ja nie lubię robić manualnych rzeczy, wręcz mnie to denerwuje. Ratownik wiązał się pomocą poszkodowanym w wypadkach, a ja się do tego nie nadaję. Została mi dietetyka. Nie byłam zadowolona, ale wtedy nie miałam innego wyboru. Przez pierwsze pół roku, po powrocie do domu płakałam, że nie chcę się tego uczyć. Przekazywano dużo wiedzy teoretycznej, ale mało interesującej, np. funkcjonowanie i zastosowanie płuczko-obieraczki. Później zaczęły się pojawiać tematy związane z żywieniem, leczeniem różnych schorzeń przez prawidłowe odżywianie i dobrze mi szło. Pojechałam nawet na ogólnopolski konkurs dietetyczny. Zrozumiałam, że widocznie miałam się tutaj znaleźć i warto rozwijać się w tym kierunku. Po szkole poszłam na studia zaoczne i zaczęłam pracować. Rodzice nie byli w stanie utrzymać mnie na dziennych studiach, więc znalazłam takie rozwiązanie. Pracowałam w różnych miejscach, np.: w barze, pubie, agencji reklamowej. W weekendy jeździłam do Bydgoszczy na uczelnię. Wykłady trwały od godz. 8-20, ale zdobyłam licencjat. Niestety znowu był problem z chętnymi i nie otworzyli magisterki. Ukończyłam więc w Warszawie podyplomówkę z poradnictwa dietetycznego oraz zdrowie publiczne, a w Krakowie żywienie kliniczne. Początkowo bałam się, bo sądziłam, że sobie nie poradzę, gdyż dużo medycznych zagadnień tam było. Teraz już wiem, że tym chcę się zajmować. Dodatkowo zrobiłam kolejne kursy, bo dietetyka to ciągła nauka. Trzeba być na bieżąco zwłaszcza, że co roku zmieniają się standardy żywieniowe, a jak się człowiek nie doszkala, to się cofa. Zależy mi, aby jak najlepiej pomagać pacjentom. Zjeździłam za wiedzą wiele miast i śmieję się, że znam je praktycznie z perspektywy uczelni.

- Od 9 lat pracujesz w szpitalu, jako dietetyk. Pamiętasz swoje początki?
- Pamiętam. Były straszne. Pierwszego dnia pracy podpadłam oddziałowej. Miałam spięte włosy, ale gdzieś mi wisiały luźno kosmyki, a rękaw wystawał spod fartucha. I dostałam burę, że źle wyglądam. Byłam wystraszona. Dodatkowo pracowałam także na oddziale neurologicznym. Przeraził mnie stan znajdujących się tam osób. Niestety przeżyłam też pierwszy zgon pacjenta. Tego się nie zapomina, ale takie rzeczy się zdarzają w szpitalu. Z upływem czasu myślę, że sobie poradziłam nie najgorzej. 

- Dodatkowo, od 7 lat prowadzisz także prywatny gabinet dietetyczny…
- Tak, ale tam przyjmuję w określone dni. Mam 32 lata i zrozumiałam, że w życiu nie można tylko pracować. Muszę zadbać także o własne zdrowie i rodzinę. Wielu ludzi dziś dużo pracuje. Nie zaplanują w kalendarzu dnia wolnego, by nie tracić klientów i więcej zarabiać. Ja też bym tak mogła. Nie byłoby pewnie wtedy kredytu, można mieć lepszy samochód, pojechać na egzotyczną wycieczkę. Niestety straci się chwile, które już nie wrócą, a rzeczy materialne tak naprawdę są nabyte. Już to przerabiałam. Po szpitalu jechałam do gabinetu, dodatkowo pracowałam w cateringu dietetycznym i szczerze mówiąc, podziwiam mojego partnera, że to wytrzymał, bo było naprawdę ciężko. Chodziłam poddenerwowana, zestresowana i ciągle mnie nie było. Nawet teraz mam wrażenie, że i tak dużo pracuję, ale już zluzowałam. Mam małe dziecko i chcę spędzać z rodziną jak najwięcej czasu.

  
"Spełnienie zawodowe uszczęśliwia, ale najważniejsza w życiu jest rodzina"



- To co, według Ciebie, jest w życiu ważne?
- Rodzina i zdrowie. Oczywiście, spełnienie zawodowe też jest ważne, bo to uszczęśliwia, ale nie powinno się nic robić na siłę. 

- A w Twoim przypadku życie pokazało, że jak jedne drzwi się zamykały, to inne się otwierały, aż znalazłaś się na właściwej drodze i robisz to, co lubisz…
- Dokładnie. Widocznie tak miało być. Nie ma się co załamywać, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Trzeba szukać swojej drogi. Mam znajomych fizjoterapeutów i korzystam z ich usług, ale z perspektywy czasu już wiem, że ten kierunek nie byłby dla mnie dobry. Dietetyka to moja pasja. Jedyne co mnie denerwuje to to że mam pracę siedzącą. Śmieję się, że mogłabym diety w biegu układać i byłabym szczęśliwa. Wszędzie chyba są pozytywne i negatywne strony pracy. 

- Lubisz gotować? 
- Bardzo. W domu jest zawsze obiad na drugi dzień. Jak ktoś przychodzi i mi mówi, że nie ma czasu na gotowanie, to zawsze staram się tłumaczyć, że czas jest, tylko trzeba się odpowiednio zorganizować. Często się zdarza, że pacjent traci czas na oglądanie seriali albo siedzi na kanapie i odpoczywa, bo jest zmęczony. Pytanie dlaczego się tak czuje? Pewnie źle jada. Nie trzeba przygotowywać skomplikowanych posiłków. Mogą to być proste, zdrowe dania, ale dodające siły.

- A jakie jest zdrowe jedzenie?
- To jest temat rzeka. To tak jak ktoś mnie pyta: co zrobić, aby schudnąć? Nie ma jednej odpowiedzi. Trzeba podejść indywidualnie do człowieka. Jeśli mówimy o osobie zdrowej, to dieta powinna być zbilansowana. Nie dajmy się zwariować modom, że je się tylko mięso, albo tylko sałatę czy inne produkty wykluczając pozostałe. Ja nie jem mięsa, ale trzeba odpowiednio je zastąpić. 

- Na temat eliminowania mięsa krążą różne mity. Sugerujesz pacjentom wegetarianizm?
- Po pierwsze nikogo do tego nie namawiam. Ja tak wybrałam i to jest moja świadoma decyzja. Wielu ludziom wegetarianizm kojarzy się z jedzeniem sałaty, kamieni i trawy. Nawet się z tego śmieję, bo to jest zabawne. Trzeba zrozumieć, że w wielu przypadkach to jest kwestia przyprawienia. Czy mięsożerca zje byle jakie, surowe mięso? Nie, bo jest niedobre. Odpowiednio przyprawione ma swój smak. Tak samo z ciecierzycą. Ja muszę ją właściwie doprawić, aby była smaczna. Jeśli jest pacjent na diecie wegetariańskiej albo wegańskiej to ja go tak poprowadzę i jadłospis ułożę, by było zdrowo. Jeśli dany człowiek lubi mięso, to nie wybijam mu go z głowy, bo na siłę nic się nie uda. Tłumaczę jednak, że niezdrowe jest przejadanie się. Od wieków wpajano nam, że mięso trzeba jeść. Dziś okazuje się, że nie, ale z tym związana jest cała ideologia. Ja się staram od tego odcinać.

- A Twoja rodzina też jest wege czy gotujesz osobne posiłki?
- Ja nie jem mięsa. Mój partner zje i ja mu przygotuję taki posiłek. Nie mam z tym problemu, tylko go nie smakuję. Nasza dwuletnia córka też zje. Wolałabym nie, ale jak widzi, że tata je i chce spróbować, to nie zabraniam. Nie ma sensu budowania wokół mięsa muru. Niech smakuje i sama się przekona, co jej odpowiada. Partner próbował być wege, ale po miesiącu stwierdził, że czegoś mu brakuje i ok. Nic na siłę. Sprawia to, że gotuję wtedy na trzy garnki. Nie narzucam niczego ani w rodzinie, ani pacjentom.

- To masz dużo roboty w kuchni… 
- Wbrew pozorom to nie jest wcale takie trudne. To można połączyć. Jak gotuję zupę, to dla córki odlewam i czymś innym doprawiam. Robiąc sałatkę, część jej jest z mięsem, a część z tofu. Wszystko można zrobić, jak się chce.

- Jak się spotykasz z pacjentami, to nie masz wrażenia, że są zniechęceni do wszystkiego i przez to nie potrafią się zorganizować?
- Tak. Są zmęczeni, przez to myślą, że nie dadzą rady z niczym. Staram się ich motywować. Dietetyk też w pewnym zakresie jest psychologiem. Znam wiele schematów, którym się posługują ludzie, bo też jestem człowiekiem i wiem, jak to działa. Każdy ma i lepszy i gorszy dzień. Jeśli dietetyk jest bardzo restrykcyjny w zaleceniach, to nie sądzę, aby było to dobre. Mówi się, że Polak głodny, to Polak zły. Jeśli z dnia na dzień mu się wszystkiego zabroni, do czego był przyzwyczajony, to nie wytrzyma i odpuści. A jedzenie przecież też daje radość. Trzeba tylko tak zrównoważyć, aby była to zdrowa przyjemność.


 

"Wbrew pozorom, przygotowywanie zdrowych posiłków nie jest wcale takie trudne. Trzeba tylko się odpowiednio zorganizować. Jak się chce, to wszystko można"




- Czym się jeszcze interesujesz?
- Zdałam sobie sprawę, że ja praktycznie nie potrzebuję odpoczywać, bo lubię to, co robię. Jadąc na urlop, wzięłabym książkę związaną z moją pracą. To jest moją pasją. Mam dużo rzeczy do zapoznania się, że szkoda mi tracić czas na coś innego. 

- Nie jesteś czasami zmęczona tą robotą?
- Jestem.

- I co wtedy?
- Idę na trening, a jak się wymęczę, to zdaję sobie sprawę, że przecież nie mogę wszystkiego rzucić, bo to lubię. Są gorsze momenty, bo to jest praca z ludźmi. Każdy jest inny, każdy ma różne dni i przez to bywa ciężko. Z każdym trzeba porozmawiać, mieć cierpliwość, a pacjenci różnie reagują. Tak jednak wybrałam i nie wyobrażam sobie innej pracy. 

- Czy ćwicząc odpoczywasz?
- Tak. Ale ja też uważam, że to jest zdrowe. Tak jak naturalnym jest dla mnie ugotowanie zdrowego posiłku czy umycie zębów, to naturalnym dla mnie też jest to, że ćwiczę. Nie jestem sportowcem zawodowym, ale lubię aktywność fizyczną.

- Skąd wziąć w sobie siłę, aby działać? 
- Zdrowo się odżywiać. To podstawa. Śmieciowe jedzenie naprawdę nas osłabia i powoduje zmęczenie. I trzeba robić to, co się lubi. Gdybym robiła coś z przymusu, to pewnie szukałabym ucieczki. A tak chcę się ciągle rozwijać, bo mnie to pasjonuje i chcę jak najlepiej pomagać innym. Nie wyobrażam sobie, aby wrócić do domu i siedzieć na kanapie. 

- Jakie masz plany?- Nie chcę mówić, bo trochę wierzę, że jak powiem głośno, to się nie spełni i się rozczaruję, że to zapeszy. Na pewno dalej chcę się rozwijać i kształcić.

- Czego Ci życzyć?
- Zdrowia. Jak to będzie to z innym dam sobie radę.

Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Natalii

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Realizując podróżnicze marzenia, znaleźli miłość swojego życia

Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj

Warto utulić to małe dziecko, które jest w nas