Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj

Na jednej sali skupia wokół siebie osoby w różnym wieku. Nikt się nie krępuje. Każdy wykonuje ćwiczenia najlepiej, jak potrafi, pod okiem profesjonalisty, który nie krytykuje i zniechęca, ale mobilizuje i motywuje do walki o siebie. Każda z tych osób nosi w sobie swoją historię, czasami smutną, czasami wesołą, ale wspólnie mogą wiele zdziałać. Dla Kasi Kasprowicz, właścicielki Pilates&Trening Studio w Grudziądzu, każda klientka jest niezwykłą osobowością, dla której ma dobre słowo, przyjazny gest. Nikt tutaj nie jest anonimowy, a na zajęciach często brakuje wolnych miejsc.
"Pragnę pomagać ludziom i razem z nimi dbać o zdrowie i dobre samopoczucie"


- Kasiu muszę przyznać, że to jest niezwykłe miejsce, w którym na pierwszy rzut oka widać, że uczestnicy czują się dobrze. Czym jest dla Ciebie to studio?
- Moim domem, o którym na samą myśl się wzruszam. Działam tutaj prawie 15 lat, ale teraz to miejsce przechodzi metamorfozę. Zrobiliśmy duży remont, aby dostosować pomieszczenia do zajęć Pilates. Wcześniej były również takie zajęcia, jednak teraz jest większa potrzeba propagowania prozdrowotych metod zdrowego stylu życia, a to wymagało pewnych zmian. Nie ukrywam, że ja również dojrzałam w pełni do tego, co jest moim celem. Pragnę pomagać ludziom i razem z nimi dbać o zdrowie i dobre samopoczucie. Wspieram każdego, kto chce osiągnąć harmonię pomiędzy ciałem i umysłem. 

- A mówią, że sport może wcale nie jest taki zdrowy…
- Jest zdrowy, wskazany i potrzebny, ale w umiarze. Jak się wykonuje go zawodowo, to zdarza się nadmiernie przekraczać granicę swoich możliwości. Zwłaszcza gdy działa się z pasją. A ja kocham to, co robię. Na każdych zajęciach ćwiczę z uczestnikami. Razem wylewamy z siebie poty. Nie umiem tylko stać, patrzeć, nadzorować i wymagać od innych, a sama nic nie robić. Uważam, że skoro mam motywować klienta do pracy, to też muszę pracować. I mimo bólu, który czasami odczuwam, to dziękuję mojej instruktorce, która mnie w to wprowadziła. Co ciekawe, zupełnie przypadkowo. Wytypowała mnie z grupy, w której prowadziła zajęcia aerobiku i wskazała, że powinnam ją zastąpić, bo ona wyjeżdża. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.  

- A zajmowałaś się tym wcześniej?
- Nie! Jestem ekonomistą z zawodu. Sport zawsze był mi bliski. Wcześniej uczyłam się w klasie sportowej, lubiłam pływanie i chętnie na różne zajęcia uczęszczałam. Cały czas byłam aktywna w tej sferze, ale jako uczestnik zajęć. 

- Widocznie miałaś predyspozycje, które wtedy sama nie zauważałaś. Fajnie, że Twoja nauczycielka to dostrzegła, bo pewnie sama wtedy nie myślałaś o nauczaniu…
- Nie, do głowy mi nie przyszło, żeby być instruktorem, ale nigdy nie mów nigdy... Z czasem okazało się, że dobrze zrobiłam, podejmując te wyzwanie, które przerodziło się w pasję. Jak dostałam propozycję prowadzenia zajęć to, stwierdziłam, że się do tego nie nadaję. Nauczycielka przekonywała mnie, że jestem odpowiednia, bo mam talent, ćwiczę z pasją, nie opuszczam zajęć. To prawda, nawet jak koleżanki chciały się ze mną spotkać, to odmawiałam, gdy miałam trening. Nie rezygnowałam nawet, jak było zimno czy padało. Zawsze byłam szczupła, więc nie robiłam tego, aby schudnąć. Sprawiało mi to frajdę. Muszę przyznać, że do dziś dnia jeszcze ani razu nie stwierdziłam, że mi się nie chce ćwiczyć. Uwielbiam to, co robię. Czasami myślę sobie, że jestem jakąś wariatką (śmiech). Miałam wątpliwości czy podołam takiemu zadaniu. Postanowiłam pójść na szkolenia, zdobyć potrzebną wiedzę uczestnicząc w wielu kursach i warsztatach. I tak krok po kroku doszłam do tego miejsca. Zaczynałam od fitnessu, aż dziś mam Studio Pilates. 

- Takich ludzi z pasją i zaangażowaniem nam potrzeba…
- Ale ja naprawdę, mimo różnych problemów w życiu, a każdy je ma, czy bolącego kręgosłupa, nie miałam nigdy dosyć. Wchodzę na salę i wszelkie dolegliwości mijają. Tutaj czuję się szczęśliwa. Robię to, co kocham. Mnie nie raz pytają uczestniczki zajęć, skąd mam taką siłę. Odpowiadam, że od nich właśnie. Z tego, że są. To się zazębia. Ja im daję siebie, a one mi oddają swoją energię w ćwiczeniach. Rozpiera mnie duma, jak robią postępy, rozwijają się. Jestem we właściwym miejscu w swoim życiu. Jest dobrze zawodowo i rodzinnie. Nie chciałabym niczego zmienić.



"Przychodzą do mnie ludzie z różnymi dolegliwościami, zgarbieni, z bólem, a po kilku zajęciach wychodzą bardziej wyprostowani i uśmiechnięci. Aż się wzruszam, gdy myślę o tych wspaniałych osobach i momentach"



- Pierwsze zajęcia prowadziłaś w tym samym miejscu co teraz?
- Nie. Na początku wynajmowałam sale, np. w szkole czy w domu kultury na pojedyncze godziny. Nie miałam niczego na stałe. Dźwigałam ze sobą sprzęty, za każdym razem je rozkładałam i sprzątałam po zajęciach. Później udawało się dostać do pomieszczeń bardziej przystosowanych sportowo. Poszukując odpowiedniego miejsca, trafiłam w końcu tutaj. Właściciele tego obiektu otworzyli klub fitness, który z czasem okazał się moim miejscem na ziemi. 

- Czy trudno jest mieszkańców Grudziądza przekonać do aktywności sportowej?
- 15 lat temu było trudno, bo mieli mniejszą świadomość. Koleżanki namawiałam do ćwiczeń, innym musiałam wręcz wykłady głosić, dlaczego warto ćwiczyć. Dziś wiedza Polaków na temat zdrowia jest wyższa i rzadziej się namawia, a ewentualnie coś wyjaśnia. Ludzie sami szukają miejsc, gdzie mogliby poprawić swoją sprawność fizyczną. Duża zasługa jest mediów, a także instruktorów z pasją. My swoją pracą jesteśmy najlepszą wizytówką. Nasza wieloletnia praca dała efekt taki, że dziś nie trzeba nikogo namawiać, a uczestnicy sami polecają sobie aktywność sportową. Przychodzą do mnie osoby z różnymi dolegliwościami, wchodzą na salę zgarbieni, wszystko ich boli, a po kilku zajęciach wychodzą bardziej wyprostowani, uśmiechnięci i mi dziękują za zajęcia. Aż się wzruszam, gdy myślę o tych wspaniałych osobach i momentach. Staram się każdego przyjąć najlepiej, jak mogę. Oddaję swoje serce. Nie opowiadam bajek, bo od każdego wymagana jest praca. Nic się samo nie zrobi, ale po pewnym czasie regularnych ćwiczeń jest widoczna poprawa. Uczestnicy mi dziękują, ale ja odpowiadam im, że sobie powinni być wdzięczni, że są tacy wytrwali i dzielni. Ich zadowolenie i śmiech to dla mnie najcenniejsza zapłata. 

- Robi się z tego taka sportowa forma terapii…
- W pewnym sensie tak, ale ważne, że pomaga, o czym świadczy uśmiech po zajęciach. Na jednej sali spotyka się pani, która ma 70 lat, jak i 20 lat. Każda z nich czuje się swobodnie i może wspólnie ćwiczyć. W klubie mówię do uczestniczek po imieniu, abyśmy się dobrze ze sobą czuły. Z większością osób znam się bliżej. To wspaniałe osoby i cieszę się za każdym razem, jak je widzę. Chciałam stworzyć takie nietypowe miejsce. Nie zależy mi na komercji. Chcę kameralnego studia, gdzie wszyscy będą czuli się swobodnie i dobrze. Tutaj nie przychodzi żadna pani, aby się lansować, ale żeby ćwiczyć, spotkać się, porozmawiać. Uczestnicy korzystają z coraz większej liczby zajęć, bo chcą tutaj po prostu być. Klientki często opowiadają mi swój dzień, innym koleżankom mogą się wyżalić. Wiedząc, co w danym dniu czują, tak dostosowuję ćwiczenia, by nie tylko wykonały zaplanowany zestaw, ale też mogły pozbyć się napięcia.



"Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Marzenia wymagają pracy. Warto dążyć do bycia jak najlepszym w tym, co chce się robić. Ja do dziś dnia doskonalę swój warsztat"


- Z perspektywy czasu co byś poradziła tej Kasi sprzed dwudziestu lat, która jeszcze nie sądziła, że będzie prowadziła własne Studio Pilates, czyli spełni swoje marzenie?
- Rób, to co robiłaś. Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj z pasją. Kochaj ludzi i bądź dla nich. Reszta się ułoży. Nawet momenty, które były trudne, były potrzebne, czegoś mnie nauczyły i dały coś do zrozumienia. Dzięki też nim jestem tutaj, gdzie jestem teraz. Może chciałabym wcześniej Pilates praktykować, aby już dziś być bardziej doświadczonym nauczycielem, mieć większe studio, ale to nie jest nic, czego nie mogę teraz dokonać. Mam na indywidualnych treningach sportowców, triathlonistów i biegaczy, którzy korzystają z tej metody i dostrzegają jej walory. Ta forma staje się coraz popularniejsza. Nie mam wolnych miejsc, a lista rezerwowa do nowej grupy stale rośnie. 

- A co byś powiedziała innym ludziom, którzy mają marzenia, ale się boją, że nie dadzą sobie rady z ich realizacją?
- Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Marzenia wymagają pracy. Warto dążyć do bycia jak najlepszym w tym, co chce się robić. Ja do dziś dnia doskonalę swój warsztat, przygotowuję się na zajęcia i przychodzę z zeszytem, w którym mam rozpisane i zaplanowane treningi. Nie wyobrażam sobie improwizować, bo za bardzo cenie moich uczestników. Dlatego trzeba to kochać, aby się szybko nie wypalić. To wymaga poświęceń. Poza tym jestem realistą i wiem, że do niektórych planów potrzebne są pieniądze, a one nie lecą z nieba. Ja ich nie miałam. Jednak jeśli się czegoś mocno pragnie, to w końcu los jakoś tak się poukłada, że możemy dopiąć swego. U mnie to powoli ewaluowało. Warto jednak iść za marzeniami. 

- Czy miewasz gorsze dni?
- Tak. 
- I co wtedy robisz?
- Płaczę. 

- Nie uważasz, że powinniśmy wszyscy być silni, jak to teraz nam wmawiają w mediach?
- Nie. Jesteśmy przecież ludźmi. Miewam gorsze dni jak każdy. Wtedy pozwalam sobie na łzy. A później wstaję i idę na salę treningową, bo to daje mi kopa motywacyjnego. To jest moje lekarstwo na wszystko. Sama przyznaj, jestem taką sportową wariatką (śmiech). 

- W cudownie pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jakie masz Kasiu plany?
- Chce dalej rozwijać swoją pasję jaką jest Pilates, zadbać o rozwój mojego Studia . Chcę zarażać ludzi moją pasją z której możemy czerpać wiele korzyści . Chcę żyć w zgodzie z ciałem i duchem . 

- Czego Ci życzyć?
- Zdrowia i zadowolonych klientów, którzy z każdym treningiem będą się lepiej czuli. Wszystkim życzę, abyśmy otaczali się wspaniałymi ludźmi. Wtedy ta pozytywna energia z nas wychodzi i zaraża innych, a świat jest lepszy. 

- Wszystkiego dobrego. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Kasi

Komentarze

Popularne posty