Szycie jest dla mnie terapią po stracie synka

Ania Roszkiewicz wyczarowuje na swojej maszynie piękne torebki, którymi sprawia radość swoim klientkom. Jak sama przyznaje, szycie jest jej pasją, ale też swoistą terapią po śmierci ukochanego synka, który zmagał się przez dwa lata z nowotworem.

"Jestem samoukiem. Na początku nic mi nie wychodziło, ale nie poddawałam się i uczyłam się dalej"

-  Jak się zaczęła Twoja przygoda z szyciem?

- Moja przygoda z szyciem zaczęła się, jak byłam z synkiem Hubciem na urlopie macierzyńskim. Jestem takim typem człowieka, który nie potrafi siedzieć w domu bezczynnie. Hubi był grzeczny i lubił długo pospać w dzień, więc wynalazłam sobie zajęcie. Maszynę dostałam od męża pod choinkę. Kiedy tylko maluszek szedł na drzemkę, to siadałam przed laptopem i oglądałam na YouTube tutoriale, instrukcje szycia. Sama rysowałam wykroje. Na początku oczywiście nic mi nie wychodziło, ale nie poddawałam się i uczyłam się dalej.

- Czy pamiętasz pierwszą rzecz, która uszyłaś?
- Pierwszą udaną rzeczą była czapka dla starszego synka Kuby, a także komin do kompletu. Podobny zestaw otrzymał Hubcio. Wyszły mi całkiem dobrze. Zmotywowana efektem szyłam coraz więcej. Następne były chustko-opaski dla synka i dzieci z rodziny. Przyszedł też czas na wielkanocne woreczki z uszami, w których dawaliśmy słodycze na zajączka. I tak już poszło. Najbardziej lubię szyć torby, torebki dla mam i poduszki dla dzieci.

- Czym jest dla Ciebie szycie?

- Szycie jest moją terapią, sposobem radzenia sobie w żałobie po stracie ukochanego synka. Hubi miał cztery latka jak odszedł. Przez dwa lata walczył z nowotworem złośliwym. Zabrała go sepsa. Zaczęłam szyć dzięki Hubiemu, bo pierwsza czapeczka, potem chustki były dla niego, on był moim modelem, moim napędem do nauki czegoś całkowicie nowego. Przecież nie miałam wcześniej pojęcia o szyciu, wszystkiego nauczyłam się sama. On uwielbiał spędzać ze mną czas, patrzeć jak sobie radzę. Wdrapywał się na stół i z zaciekawieniem przyglądał się temu, co robię. Często siedział mi na kolanach i szyliśmy coś razem. On wyjmował szpileczki z uszytych rzeczy i bardzo się z tego cieszył. Kiedy szyję, czuję, że on jest ze mną i daje mi to poczucie, że nie mogę się poddać. Szycie daje mi coś jeszcze. Kontakt z ludźmi. Cieszę się, że mogę nieść im radość swoimi produktami. Często też moje klientki opowiadają mi o swoich przejściach, mogą się wygadać. I to jest w tym wszystkim najważniejsze. Czuję wdzięczność, że uszyte przeze mnie rzeczy podobają się i są przydatne innym.

"Cieszę się, że mogę nieść innym radość swoimi produktami"

- Jak dowiedzieliście się o chorobie synka?

- To był lipiec. Hubi jednej nocy budził się i pokazywał, że boli go między piersiami. Rano zadzwoniłam do lekarza rodzinnego na teleporadę. Tłumaczyłam, że synek mógł połknąć klocek lego. Lekarz jednak stwierdził, że to pewnie jelitówka i przepisał syrop przeciwbólowy oraz probiotyk. Nie dawało mi to jednak spokoju i zadzwoniłam ponownie. Kiedy lekarz po raz drugi odmówił mi wystawienia skierowania na USG, pojechaliśmy na SOR. Tam przyjęli nas na gastroenterologię dziecięcą i wykonali badanie. Wtedy okazało się, że to nie jest klocek a neuroblastoma w I stopniu zaawansowania (dziecięcy, rzadki nowotwór złośliwy współczulnego układu nerwowego powstający najczęściej w jamie brzusznej, w nadnerczach, a także w klatce piersiowej, przy kręgosłupie czy w kościach – red.). Synek miał wtedy 2,5-roczku.

- Co czułaś, gdy usłyszałaś tak okrutną diagnozę?
- Kiedy w lipcu dowiedziałam się, że Hubi ma nowotwór, zawalił mi się świat. Pierwsze dwa miesiące na onkologii były dla mnie ciosem. Zderzenie się z tak ciężkimi chorobami, cierpieniem dzieci oraz ich śmiercią jest straszne. Hubi i jego uśmiech dawał mi siły. Jego życie było cudem. Nie miał śledziony, trzustki i dwunastnicy. Przeżył uszkodzenie żyły wrotnej i wstrząs krwotoczny, dwie sepsy, liczne powikłania po chemioterapii. Był dla mnie super bohaterem. Dzieciństwo spędził na onkologii, podłączony do pomp, leków i chemii. Miał z 70 razy przetaczaną krew i jej składniki. Miał tracheostomię, z która nauczył się mówić. Przeszedł liczne operacje.

- Czy zaakceptowałaś chorobę synka?
- Nie wiem, czy w ogóle da się to zaakceptować. Z tym po prostu trzeba nauczyć się żyć. Nie masz wyjścia, musisz zakasać rękawy i dać dziecku siłę do walki. Bardzo ważne jest pozytywne nastawienie. Musisz  zrobić wszystko, aby dziecko nie myślało o chorobie, żeby on się nie załamywało. Trzeba mu pokazać, że jest się z nim i wspólnie walczymy. Trudno mi pogodzić się z tym, że go już nie ma.

"Życie Hubiego było cudem..."

- Kim, w Twoim przekonaniu jest dzisiaj Ania Roszkiewicz?

- Ania, w moim przekonaniu jest dzisiaj silna, wrażliwa, empatyczna. Doświadczenia, przez jakie musiała przejść, bardzo dużo ją nauczyły. Przede wszystkim pokory i tego, że nic w życiu nie jest pewne. Dziś jesteśmy tu, jutro może w innym miejscu, a pojutrze może nas nie być. Trzeba żyć tu i teraz, kochać bliskich tu i teraz i pokazywać im to najczęściej jak tylko się da.

- Jaką masz radę dla ludzi?
- Nie czekajcie na później. Tu i teraz róbcie coś dla siebie, spełniajcie marzenia, nawet te najdrobniejsze. Najczęściej jak się da, przytulajcie swoje dzieci oraz bliskich i mówcie im jak bardzo ich kochacie. Spędzajcie z nimi każdą wolną chwilę. Czas ucieka. Ucieka za szybko.

- O czym marzysz?

- Marzę o tym, żebyśmy byli zdrowi, żeby już nic złego nas nie spotkało. Żeby Kuba był szczęśliwy, miał przyjaciół. Żeby jakoś oswoić się z żałobą po Hubciu, nauczyć się żyć od nowa, inaczej. Bo nic już nie będzie takie samo.

- Czego mogę Ci życzyć?
- Kiedyś powiedziałabym, że możesz mi życzyć dobrej pracy. Bo bardzo chciałam wrócić do pracy w administracji, do zawodu. Ale po kilku rozmowach kwalifikacyjnych, dałam sobie spokój. Jak padało pytanie, czym spowodowana jest moja przerwa w zatrudnieniu, wyjaśniałam, że zrezygnowałam z pracy, bo opiekowałam się chorym na nowotwór synkiem. Potencjalny pracodawca, kończył wtedy rozmowę stwierdzeniem „dziękuję”. Bolało mnie to jeszcze niedawno. Było mi przykro. Postanowiłam jednak się nie przejmować i rozkręcić swoją firmę. Dziś możesz życzyć mi, dużo klientów na moje uszyte produkty.

- Tego Ci Aniu życzę, bo tworzysz piękne torebki.
- Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: archiwum Ani


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Realizując podróżnicze marzenia, znaleźli miłość swojego życia

Małymi krokami idź do przodu, odkrywaj, poznawaj, działaj

Warto utulić to małe dziecko, które jest w nas